czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 27

Anita weszła bez pukania do gabinetu. Siedziałam na małej sofce, postawionej przy ścianie.
- Cześć siostra. Jak się czujesz ?
- Hej Niutka. Nie wiem.. Dobrze chyba..
- Hej, co się dzieje ?
- Nic... Marco jutro wyjeżdża, pomyślałam, że mogłybyśmy pojechać do Warszawy... Muszę się rozerwać. Nie wiem co mam robić.
- Prosze nie przypominaj mi. Ale w sumie czemu nie. Też chciałam ci to zaproponować. Dużo się dzieje ostatnio. A dlaczego Warszawa ? Możemy też pojechać do Lublina. Nie musisz jechać do babci. Możemy pojechać do moich rodziców.
- Nie.. Warszawa bo... Będzie tam kadra..
- Rozumiem. Więc Warszawa.
- Dom będziemy miały dla siebie. Pola pojechała do Lublina. Nie będzie jej jakiś czas. Więc. .
- Pewnie. Jedziemy czy lecimy ?
- Teoretycznie możemy też polecieć. Pola zostawiła dwa samochody w domu...
- Więc lećmy. Będziemy szybciej.
- Dobrze. - podeszłam do biurka po laptopa. - jutro o 13 ?
- Pewnie.
- Więc trzeba się potem spakować.. Nic tam nie zostawiłam.
- A jak tam sprawa z Mario ?
- Przyszedł tu wczoraj. Przeprosił mnie. Ale nie jest mi nic winny. Jest dorosły. Może robić co chce.
- Aj grzybie. Nie możesz kochać dwóch, a nie powiesz że tak nie jest.
- Ah szkoda gadać. Nie mogę się doczekać Warszawy. Poszaleję jak kiedyś.
- Przyda ci się.
Zeszłyśmy na dół. Od dzisiaj miałam trenować. Przebrałam się i poszłam do trenera.
- Witaj Marta.
- Dzień dobry Juergen.
- Zaczynamy z treningami ?
- Tak.
- Więc goń do chłopaków. Dzisiaj nie będą robić nic ciężkiego. Na razie 10 kółeczek proszę.
Zaczęłam robić swoje okrążenia. Chłopcy siedzieli na środku boiska i podziwiali mój bieg.
- A wy co tak patrzycie ?
- A nic, folia ci spod bluzki wystaje.- miałam mocno wyciętą koszulkę.
- To mój tatuaż. - powiedziałam dumnie do Roberta.
- Masz tatuaż ?
- Taaak.
- Pokaż !
- Czekaj. Zrobię swoje kółeczka to ci pokaże.
- No dobrze.
Biegałam tak jeszcze chwilę. Gdy skończyłam mieliśmy zacząć się rozciągać.
- No weź. Pokaż !
- Spokojnie Robert ! Nie ucieknie.
- No weź. Ciekawy jestem.
- No masz. - podciągnęłam bluzkę.
- Woow Marta. Szacun. Bardzo fajny.
- A no dziękuję. Też mi się podoba.
Tego dnia musiałam swój tatuaż pokazać jeszcze parę razy. Gdy trening się skończył, poszłam na masaż do Anity. Byłam tak zmęczona, że usnęłam. Obudziła mnie klapsem w tyłek po wszystkim. Ubrałam się i pojechaliśmy do Moritza. Musiał się spakować na jutro. Śmialiśmy się, gdy znalazłam w jego szafie parę starych rzeczy. Przymierzałam je i robiliśmy zdjęcia.
- Chyba muszę cię zabrać ze sobą.
- Nie możesz. A dlaczego byś chciał ?
- Zanudzę się bez ciebie. O tęsknocie nie wspomnę.
- Wytrzymasz. Będziemy dzwonić do siebie.
- No to na pewno. Ale to tylko tydzień. Zleci nie wiadomo kiedy. Rozmawiałaś z Anitą ?
- Tak. Była dzisiaj rano u mnie.
- I jak ?
- Cieszyła się z wyjazdu... Lecimy jutro o 13. Ale miałam przeczucie, że coś się dzieje. Ale nie mam pojęcia co. .
- Może ci się zdawało ? Masz ostatnio dużo stresów. . .
- Nie. Nie wydaję mi się.. Mam nadzieję, że się dowiem.
- Ciekawe co jest. Może coś między nimi ?
- Nie. Patrzą na siebie jak na cuda. Na pewno nie. To coś innego. Okaże się.
- A no okaże. Miejmy nadzieję że nic poważnego.
- Miejmy.
Porozmawialiśmy jeszcze trochę. Gdy Moritz skończył się pakować, pojechaliśmy do mnie. Zaparkowałam jego samochód do olbrzymiego garażu. Miał tam czekać na jego powrót.
- Chodź ci coś pokaże.
- Co ?
- Prezent Anity na urodziny.
- Już jest ?
- Tak. Wczoraj przyjechał.
- No ciekawy jestem, czy był wart tych pieniędzy.
- Wierz mi ! Był !
Podciągnęłam plandekę.
- O matko. Serio. Jest warty każdego grosza.
- Też tak uważam. Mam nadzieję, że będzie jej się podobał.
- Będzie.
Weszliśmy do domu. Teraz była moja kolej pakowania się. Wzięłam kupę rzeczy. Mo cały czas śmiał się, że mam tyle ubrań. Ale jak kobieta może mieć mało ? Nie da się. Zaniósł walizkę do mojego samochodu. Siadłam przed telewizorem, włączyłam YUMA'E i zaczęłam oglądać. Gdy Mo wrócił siadł obok i oglądał ze mną. Byłam strasznie padnięta. Fizycznie i psychicznie.
* U Anity *
Siedziałam na schodach, czekając na Marco.
- Piękna.
- Jedziesz jutro.- powiedziałam wstając i kierując się w stronę samochodu.
- Tydzień. Szybko zleci. Potem twoje urodziny.
- Nie przypominaj, robię się starsza.
- Moja starowinka.
- Ale ja cię nie puszczę tak po prostu.
- Co masz na myśli?-spytał Marco.
- 1 to ja prowadzę, a 2...-pocałowałam go namiętnie.
- Podoba mi się twój pomysł.
Wracając, znowu przekroczyłam dość dużo dozwoloną prędkość. Jestem postrzegana przez wszystkich jako ta grzeczna, miła i sumienna. To prawda. Zawsze śmieszyło mnie to, że byłam osobą, która gwarantowała bezpieczeństwo, ale i dobrą zabawę na imprezach. Ile to razy moje imię gwarantowało zgodę na jakiś wypad. Ale lubię oderwać się od tej etykietki. Być odpowiedzialna tylko za siebie, a nie za wszystkich dookoła. Prędkość. Tu wszystko zależało ode mnie i maszyny.
Dojechaliśmy do domu. Od razu zostałam złapana, przerzucona przez ramię i zaniesiona do ogrodu.
- Tutaj?-spytałam.
- A czemu nie. Musimy korzystać z lata...
No i musiałam się rano pakować...

___________________________________________________
Mam nadzieję że wybaczycie mi tą nudę ale już niedługo będzie akcja :) Pozdrawiam <3

4 komentarze:

  1. zaczyna mi się to już nudzić >.< bez obrazy ale nic sie wogóle nie dzieje. Mam nadzieje ze w nst epnym będzie coś ciekawego

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jest źle! :>
    Dobry rozdział, czekam na kolejny! ;)
    Zapraszam do mnie http://sylwunia09.blogspot.com/2013/03/rozdzia-52.html mile widziany komentarz ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajebisty!
    Czekam na kolejny!



    Zapraszam do mnie :)
    http://izakubastory.blogspot.com/2013/03/rozdzia-56.html
    oraz na naszego nowego bloga prowadzę do z Dżastą Lewandowską
    http://miliscposwiecen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń