niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział 41

* U Anity *
Był już wieczór. Postanowiłam pojechać do Marty i sprawdzić, jak się czuje i jak daleko zaszła już sprawa z Bartkiem. Wsiadłam w samochód i już chciałam odjechać, gdy zatrzymał mnie Marco.
- Poczekaj. Jadę z tobą. - siadł na miejsce pasażera. Do szpitala jechaliśmy długo. Były godziny szczytu i mieliśmy niezły kawałek od Marco. Planowaliśmy się przenieść na jakiś czas do Marty. Stamtąd nie było daleko, ale pomyśleliśmy, że pewnie tam mieszka Kurek i przygotowuje wszystko na powrót dziewczyny do domu. Pod szpitalem szybko weszłam do windy i pojechaliśmy na oddział, gdzie leżała Marta. Zapukałam cichutko i otworzyłam drzwi. Ujrzałam całujących się Martę i Bartka. Wyglądali jak kiedyś, gdy spotykaliśmy się całą rodziną, a oni chwalili się, że już niebawem ślub. Rodziców Marty nie było. Najprawdopodobniej też mieszkali w jej domu. Odchrząknęłam. Obydwoje się na mnie spojrzeli.
- O hej.
- Hej. Co u ciebie mała ?
- Jak widzisz coraz lepiej. Mam Bartusia, więc jest świetnie.
- Ah.. Kiedy ty odzyskasz tą pamięć ?
- O co ci już chodzi ?
- Dobra o nic. Nie kłóćmy się. - odwróciłam się za próg i zawołałam. - Marco, chodź.- blondyn wyłonił się i stanął w drzwiach.
- Cześć Marta.
- Heej.. - dziewczyna była mocno zdezorientowana. Znała już chłopaka, bo przedstawiał jej się wcześniej, ale oprócz imienia nie potrafiła nic o nim powiedzieć.
- Jak się czujesz ?
- Nadal mnie wszystko boli. W końcu jestem połamana. Nie wiem jak to się stało, ale boli.
- Miałaś wypadek.
- Nie chcę nic więcej wiedzieć. Nie mogę wytrzymać tego, że wszyscy opowiadają mi rzeczy, które właściwie dla mnie nie istnieją. Po prostu dajcie sobie spokój. - Bartek ścisnął Martę za rękę, widząc, że mocno się zdenerwowała, a aparatura zaczęła pikać szybciej.
- Szyy. Kochanie już dobrze. Szyyy. Jestem tutaj. Spokojnie.
Było to słodkie na swój sposób, ale ona już nie była jego. Należała do Mario i Moritza. On odzyskiwał ją. Małym kroczkami, ale z sekundy na sekundę prawdopodobieństwo, że odzyska pamięć było coraz mniejsze, a to, że zostanie z Bartkiem coraz większe.
Ktoś zapukał do drzwi. Odwróciłam się i powiedziałam - Proszę ! -
Do sali wszedł Kuba. Marta od razu rozpromieniała i zaczęła wołać - Kubaaa ! -
Ale jak to ? Przecież nic nie pamiętała ? O Kubie się dowiedziała niedawno. Czy to możliwe, że go kojarzy ?
- Cześć maleństwo. Pamiętasz mnie ?
- Oczywiście, że tak. Chodź. - chłopak podszedł do niej, a ona go bardzo mocno przytuliła.
- Tęskniłem kochana. Bardzo nam cię brakowało. Odzyskałaś pamięć ?
- Oh Kubuś jak ja się cieszę, że przyszłeś. Nie nic nie pamiętam. Dla mnie jeszcze wczoraj byłam na pizzy z Bartkiem w Warszawskiej knajpce.
- To skąd mnie pamiętasz ? Przecież poznaliśmy się dopiero tutaj ..
- Jakbym mogła nie pamiętać mojego kochanego braciszka. - Błaszczykowski spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Szukaliśmy kim Kuba mógł być dla Marty. Wyszło, że jest bratem ciotecznym. Ale nie z tej samej strony, co ja. Więc my nie byliśmy rodziną.
- To pamiętasz też, że jesteśmy rodziną tak ?
- Tak. - powiedziała bardzo dumna, uśmiechając się szeroko i szczerząc zęby do Bartka i Kuby.
- Bardzo, bardzo dziwne. Ale cieszę się, że mnie nie zapomniałaś. Kocham cię Martuś.
- Ja ciebie też Kubusiu. Opowiedz mi coś o swojej rodzinie. Może coś mi się przypomni.
- No dobrze. Mam żonę Agatę - wyjął portfel i pokazała jej zdjęcie Agi. - i córeczkę Oliwkę - teraz wskazał zdjęcie małej.
- Ale śliczne dziewczyny. No, no Kubuś. Umiesz się ustawić.
- Nie żartuj. Pamiętasz jeszcze coś ?
- Nie. Chyba nie.
- Pewna jesteś ?
- Tak..
- Pamiętasz kogoś z Borussii ?
- Wszystkich.. Ale niestety tylko z telewizora. Bardzo bym chciała was wszystkich poznać.
- Marta, ale ty nas znasz. Z wszystkimi się przyjaźnisz. My cię kochamy i uwielbiamy. Zawsze jak jesteś z nami na treningach jest wesoło. Pamiętasz może akcje z tatuażem ?
- JAKIM TATUAŻEM ??
- Masz tatuaż.
- JAA ?
- Tak. Pokazać ci ?
- O matko, co ja narobiłam... No pokaż.
- Jest świetny. Rozluźnij się, żebym ci nie zrobił krzywdy. - Marta opuściła oparcie łóżka i położyła się zrelaksowana. Kuba delikatnie podciągnął jej opatrunek. Napis " Life is brutal " ukazał się ich oczom.
- Zobacz.
- Nie mam jak. Nie jestem jeszcze taka sprytna, by się tak wygiąć.
- Poczekaj. Zrobię ci zdjęcie. - wyjął telefon i sfotografował tatuaż. Podał komórkę Marcie.
- O matko. No ładny, ale skąd ten napis ?
- Niedawno rozwialiśmy o pewnym zajściu. Byłaś przybita i nie miałaś już ochoty na nic. Powiedziałem Life is Brutal, a ty postanowiłaś wytatuować to sobie. Ja też mam. - Marco podciągnął bluzkę i pokazał swój. Był identyczny.
- O widzisz. Czyli że nawet dobrze się przyjaźniliśmy.
- Nawet lepiej. Byliśmy jak rodzeństwo.
- Więc witaj braciszku. - Marco ucieszył się i usiadł z powrotem na swoje miejsce. Marta odwróciła się do Bartka.
- Nawet taka pokiereszowana jesteś śliczna. - zachichotała cichutko i objęła twarz Bartka w obie ręce. Pocałował ją delikatnie w czubek nosa, a potem usta. Myślałam - jak dobrze, że nie widzą tego chłopaki. Zwariowaliby - Kuba był mocno zdziwiony i nie wiedział, o co chodzi. Poprosiłam go na zewnątrz.
- To były, a raczej obecny małej. Kiedyś byli już zaręczeni. No, a raczej są. Że to Bartek Kurek to raczej wiesz. Zerwał wtedy zaręczyny, bo chciał jechać do Moskwy i robić karierę. Jednak tęsknił za Martą. No i teraz miał okazje. Przyjechał i jakby nigdy nic. Mówiłam Marcie, że to ściema. Ale za każdym razem jak zaczynam ten temat denerwuje się, a jej ciało od razu odpowiada. Nie wiem co my mamy zrobić. Jeśli jej pamięć nie wróci to zostaną ze sobą i wrócą do Warszawy. Ale przecież Marty miejsce jest tutaj. Z Mario, Moritzem, tobą, mną, Marco i całą Borussią. Ona stała się częścią nas.
- Nie podoba mi się to. On ją oszukuję. Rozumiem jakby przeprosił i ona mu wybaczyła, ale on udaje, że nic się nie stało. Że zawsze byli razem. . . Co na to Marty rodzice ?
- No co oni mogą. Pokłócili się wszyscy. Tata Marty chciał urwać Bartkowi głowę. Marta stanęła w jego obronie i już nie mogli nic zrobić. Nie są zachwyceni, ale to nie jej wina, że nic nie pamięta. Trzeba to przyjąć i czekać.
W korytarzu usłyszałam krzyki. Odwróciłam się w stronę drzwi i zobaczyłam Mo i Mario z czerwonymi różami. Od razu ich zatrzymałam.
- A wy gdzie ?
- No jak to gdzie ? Do Marty.
- No chyba was pogięło. Wiecie, że tam jest Kurek ?
- Wiemy. I dlatego idziemy uratować księżniczkę i zabić złego smoka. A raczej odciąć mu to i owo.
- No chyba was coś boli. Marta by już na pewno żadnemu z was nie dała szansy.
- Ale Anita. My musimy ją zobaczyć.
- Serio ? Nie wytrzymacie dwóch dni ?
- Nie wytrzymamy godziny. Musimy i koniec. - przebili się przez nas i weszli do sali, gdzie leżała Marta i głaskała rękę Bartka. Gdy zobaczyła tą dwójkę wystraszyła się.
- Zabieraj swoją rękę od mojej dziewczyny. - wydarł się bardzo zły Moritz.
- Czy ty zgłupiałeś ? JA jestem dziewczyną BARTKA. A raczej narzeczoną. - pokazała pierścionek.
- Serio ? Jesteś aż takim idiotą i chamem żeby ją okłamywać ? Masz przy sobie najcudowniejszą osobę na tej planecie, a zostawiłeś ją i teraz jeszcze oszukujesz ? Nie jesteś jej wart.
- Weź ty się odpier*ol. Jest moja i koniec. Pogódź się z tym.
- O już zobaczysz co będzie jak Martusia odzyska pamięć. Wtedy tego pożałujesz. Już ci to gwarantuję. - aparatura Marty znów zaczęła szaleć. Marta zbledła i leżała zdenerwowana.
- Dobra chłopaki. Wszyscy wychodzimy. Kuba i Marco pilnują, żeby nie doszło do zamieszek. Wszystkim Good bye. Raz !
- Ja zostaję !
- Nie, ty nie zostajesz Bartek. Też idziesz.
Wszyscy wyszli, a ja uciszyłam pikanie. Ułożyłam Marcie poduszki i kołdrę.
- Śpij kochana.
Marta nic nie mówiąc, zamknęła oczy i od razu odpłynęła. Obserwowałam ją jeszcze przez chwilę i wyszłam do reszty ferajny.
- CO TO DO KU*WY NĘDZY MIAŁO BYĆ !? DO GROBU CHCECIE JĄ WPĘDZIĆ CZY ZNOWU MA ZAPAŚĆ W ŚPIĄCZKĘ !? CHCECIE ?
- Nie, nie chcemy. Ale chcemy, by wróciła do nas, a nie wiązała się z NIM.
- Mario. Nie przeginaj ! - Bartek się wkurzył. Kuba zagrodził mu drogę ręką.
- Powtarzam, że zakon to najlepsze co może być... i celibat-powiedziałam zdenerwowana.- Jeżeli będziecie się tak zachowywać, zadbam o to byś ty - odwróciłam się do siatkarza - wrócił do Moskwy. A wy - w stronę piłkarzy - mieli zakaz wstępu. A wiecie, że mogłabym. Marta po wyjściu wróciłaby do Warszawy, Lublina, Rzeszowa lub Frankfurtu i nie miała na głowie takiej hołoty. Zachowujcie się. Wiecie jakie to trudne dla niej ? Ona uważa, że teraz jest najpiękniej jak tylko może. Jest zakochana w Bartku. Mają zamiar wziąć ślub. A tu przychodzi takich dwóch i mówi : To mnie kochałaś. Czy wy jesteście normalni !?
- Weź... My po prostu bez niej nie możemy. Zobacz jakie trudne to jest dla nas.. Chcemy żeby było jak dawnej.
- Ja też w tym momencie dużo rzeczy chcę. I wyobraźcie sobie, że dla niej tysiąc razy gorzej. Więc wy jedziecie do domu. Ty do hotelu. Ja i Marco na zakupy, bo nie ma nic w lodówce, a ty Kubuś też już lepiej jedź.
- Kto z nią zostanie ?
- Nikt nie musi. Ma opiekę. Nie jest małym dzieckiem. Przyda jej się trochę spokoju, a nie walki w kisielu na żywo.
____________________________________________________
Przepraszam za lukę w dodawaniu ale mam straszne urwanie głowy ze szkoła, znajomymi, piłką, stronami.. :)) Pozdrówka :**

środa, 24 kwietnia 2013

Rozdział 40

* U Marco *
- Będzie dobrze. Mamy szczęście, że Bartek nie jest złym człowiekiem, który by ją zdradził. Był po prostu młody i głupi, i postawił na karierę. Teraz ma nadzieję na comeback. Jeśli Martą nie przypomni sobie wszystkiego, zostanie z Bartkiem. I też będzie dobrze. Może chłopcy nie będą zbyt zadowoleni, ale tak się stało i już tak jest. Trzeba jakoś żyć. Jeśli będziemy mówić i narzucać jej z kim ma się prowadzać, zbuntuje się i już na pewno nam nie zaufa. Trzeba czekać. A my zostaniemy szczęśliwa rodzinką, która będzie rosła i rosła. Najpierw nasza 3, a potem popracujemy nad tym. Jestem największym szczęściarzem na świecie. Moja przyjaciółka się obudziła, moja dziewczyna jest w ciąży.. Czego chcieć więcej?
- Może to, że jest Bartek nie jest takie złe. Ma kogoś bliskiego. Gdy dzisiaj widziała tyle nowych ludzi była przerażona. Przynajmniej ma Bartusia, który przy niej jest i czuwa.. A co do nas. Cieszę się, że jesteś taki optymistyczny i mam nadzieję ,że udzieli mi się to.
- Będzie cudownie. Najwyżej będziemy tańczyć w tym roku na dwóch weselach.
- 2 ?
- Jeśli Martą nie odzyska pamięci to jej i Bartka, no i naszym - uśmiechnąłem się szeroko. Byłem w niebo wzięty.
- Dobra. - powiedział Anita, jednak nie było to szczere.
* U Anity *
Zeszliśmy na dół, gdzie dopadli mnie Mario i Mo. Były oczywiście gratulacje.
- Mario, bo jest do ciebie sprawa.
Weszłam schodami na górę.
- O co chodzi?
- Nigdy nie byliśmy blisko, ale muszę z kimś pogadać. Marco się cieszy z tego dziecka, a ja głupia mu o nim powiedziałam.
- Nie rozumiem.
I dlatego wolałabym gadać z moim grzybem. Ona wie, o co chodzi.
- Ja nie będę mamą. Mogę być co najwyżej rodzicielką. Jesteśmy za młodzi. Ja brałam pigułki, więc nie miało prawa się zdarzyć! Co my zrobimy? Ślub, dziecko i siedź w domu i niańcz. Chciałam być super lekarzem, profesorem, Reus piłkarz światowej klasy. Skończę w fartuchu, ale kuchennym.
- Ale i tak już nic nie poradzisz.
- Przez myśl mi przeszło, żeby usunąć.
- Marco ci nie pozwoli.
- Przecież poronienia też się zdarzają.
- Anitko...
Wybuchłam płaczem po raz kolejny tego dnia. Wtuliłam się w Mario. Umiał słuchać.
- To jest bardzo zły pomysł. Dziecko może być czymś naprawdę super.
- Tobie łatwo mówić! ...przepraszam. Poprostu moje plany po raz kolejny runęły. Wszystko biegnie swoim własnym torem. Nic nie chce iść jak sobie zaplanuję. Tym bardziej nie mogę psuć planów rozwoju Marco. Jak to będzie wyglądało? Te media i paparazzi. Ja nie mogę go na to narazić. Za bardzo go kocham.
- Widzisz to z całkiem złej strony. Przecież dla Marco to nic nie zmienia. No może to, że już nie będzie mógł zmieniać dziewczyn jak rękawiczki. Gdy piłkarz zostaje ojcem media, paparazzi i wszystko dookoła cieszy się razem z nim. Każdy raduje się i oczekuje na dziecko równe 40 tygodni, razem z rodziną piłkarza na nowe pokolenie. Nie możesz tego zrobić Marco. Jest szczęśliwy, jak nigdy. A ty swoją karierę zawiesisz na parę lat. Jesteś młoda i zdolna. Zawsze będziesz mogła wrócić do starych zajęć. Wszystkie mamy tak teraz robią. To, że zaszłaś w ciążę jest jakimś znakiem do działania.
- Czy naprawdę tak jest, czy mówisz to tylko, by nie złamać serca Marco?
- Mówię to serio. Od mojego urlopu z Martą, modlę się, by była w ciąży i w końcu była moja. Niestety nie udało się..
- Serio tak bardzo byś chciał?
- Tak. Jest moim oczkiem w głowie. Jeśli pomyślę o szczęśliwej rodzinie Götze, która biega za małym brzdącem, zaczynam się modlić, by to była prawda.
- Życzę wam wszystkim szczęścia z Martą. Ale niestety jest tylko jedna. I tylko jeden z waszej trójki z nią będzie. Dziękuję ci kochany. - przytuliłam Mario. W tak krótkim czasie stał mi się bliski. Było to zaskakujące, ale miałam uczucie, że mogę mu zaufać i powiedzieć wszystko.
- Hm. Wiesz, że zawsze możesz do mnie przyjść?
- Tak?
- Tak. I jak następnym razem wpadniesz na taki okropny pomysł, skonsultuj się ze mną.
* U Marco *
Boże ja będę tatą! Muszę jechać kupić łóżeczko, wózek, ubranka, pieluchy,.. Jezu nie zdążę. - biegałem po pokoju panikując i głośno myśląc. Moritz złapał mnie za nadgarstek i ściągnął do siebie na sofę.
- Uspokój się!
- A co jak nie zdążę wszystkiego przygotować?
- Że co?! Ty masz 9 miesięcy, i martwisz się, że nie zdążysz?!
- 9 miesięcy?
- Tak 9.
- No to może zdążę. - byłem podekscytowany i nie myślałem racjonalnie. Chciałem się komuś jak najszybciej pochwalić. Nie miałem komu. Drużynie powiem jutro. Normalnie bym pobiegł do Marty, a w takim wypadku nie było do kogo..
* U Anity *
Zeszliśmy na dół. Musiałam pogadać z chłopakami o Marcie.
- Postawie sprawę jasno-usiadłam na stoliku przed Mo i Mario.- Co prawda ona może odzyskać pamięć w każdej chwili, jednak im więcej czasu mija, tym to jest bardziej nieprawdopodobne. Możecie próbować, ale raczej ją od nowa poznawać. Przestraszycie ją, jeśli zwalicie na nią lawinę wspomnień, których ona nie ma.
Chłopaki siedzieli coraz bardziej przybici. Miałam ochotę zostać z Marco sama, żeby zadzwonić do ludzi i pogadać z siatkarzami na temat przyjazdu, ale nie mogliśmy zostawić ich samych.
- Mamy tu dwie sypialnie. Po jednej dla każdego. Jak chcecie, to przenieście się tu na jakiś czas. Będzie wam raźniej.
- Teraz macie nową sytuację. Nacieszcie się nią, a ja wezmę Mo do siebie. Mieszkam dość blisko szpitala i stadionu, to nie będziemy spędzali dużo czasu w drodze.
- Napewno? Przecież to żaden problem.
- Damy sobie radę.
Pożegnaliśmy się z nimi. Zdążyłam zamknąć drzwi, gdy Marco złapał nie, wziął na ręce i zaniósł do salonu.
- Kiedy się dowiedziałaś?
- Dzisiaj. Zanim przyszłam do Marty do sali. Reusiu ja nie wiem, czy to jest dobry pomysł. Jesteśmy młodzi, ty robisz karierę.
- Oczywiście, że jestem pewny.
- Nie zostanę potem sama z dzieckiem? Ciesze się, bo to jest NASZE dziecko, ale ono zobowiązuje. Wcześniej byliśmy wolni, ale to się zmieni.
- Wiem i dlatego się cieszę. To nowy etap. Widzę jak Piszczu, Kuba, Nuri, Neven, Seba są szczęśliwi jak mówią o rodzinie. Kochają swoje dzieci. Ja też będę....już kocham. I ciebie też. Będziesz naprawdę dobrą matką. A życie się tutaj nie kończy. W razie co będziemy podrzucać brzdąca Marcie.-powiedział Marco uśmiechając się w taki sposób, że zapomniałam o całym świecie.
- Ale póki możemy, trzeba to uczcić. - powiedział niskim, gardłowym głosem zaczynając mnie namiętnie całować i rozpinając moje spodnie.
* U Moritza *
Świat zmienił się o 180 *. Moje życie nie miało sensu. Najukochańsza dziewczyna mnie nie pamiętała. Dla niej czas stanął dokładnie rok temu. Wielki siatkarz Bartosz Kurek postanowił zerwać zaręczyny, łamiąc jej serce, na rzecz kariery. Tego nie pamiętała. Wiedziała jedynie, że są zaręczeni i jest planowany ślub. Chciałem się go pozbyć, lecz co by to dało ? Pamięci by tego Marcie nie wróciło. Byłaby sama i załamana rozstaniem z Bartkiem. Musiałaby to przechodzić drugi raz. Anita mówiła, że bardzo przeżyła to rozstanie. Nie wychodziła z domu, urwała kontakt z przyjaciółmi i rodziną, opuściła się w nauce. Dobrze, że miała Polę, która z nią mieszkała i pilnowała, by Marta nie wpadła na żaden głupi pomysł. Podobno każdy w rodzinie kochał Bartka i modlił się, by im wyszło. A on ją postawił na 2 miejscu. To było niedomyślenia.
Za rękaw szarpną mnie Mario.
- Ej. Jesteśmy. - zorientowałem się, że stoimy pod domem przyjaciela. Wysiadłem i udałem się do drzwi.
- I co robimy?
- Siedzimy i czekamy.
- Nie mogę patrzeć na to wszystko. Ona nie pamięta wszystkich tych pięknych chwil, uczuć, wiadomości, informacji..
- Modłę się, by jej pamięć wróciła. Ale nie możemy nic zrobić. Po prostu czekamy. Nie wiem, co zrobimy jak już tak zostanie. Zwariuję bez niej. Ja już przechodzę samego siebie, a co, jak Marta będzie szła do ołtarza z Kurkiem? Ja go chyba zabiję. Uduszę własnymi rękami.
- Oo ja na pewno ci pomogę! Nigdzie jej nie puszczę! Jej miejsce jest tutaj! - Mario walną pięścia w blat kuchenny. Mieliśmy tego już dosyć. Czuliśmy się, jak w ukrytej kamerze. Ktoś zajebiście się nami bawił. Ale teraz musieliśmy działać z Mario tylko we dwoje. Anita i Marco wypadli z gry. Mieli lepsze zajęcie, niż myślenie jak przywrócić pamięć Marty. Uważali, że jeśli nie przypomni sobie minionego roku, po prostu zostanie tak, jak miało być kiedyś. Marcie byłoby dobrze z Bartkiem, bo nie był złym człowiekiem. Był po prostu pustakiem. Teraz wydoroślał i postanowił spróbować jeszcze raz. Widać jak, na razie dobrze mu idzie.
- Zabiłbym gnoja najchętniej!!

_____________________________________________________
Hej.. Wicie co ? Jeszcze nie jestem w stanie czegokolwiek powiedzieć.. W najbliższych rozdziałach będzie Mario, gdyż napisałam je już jakiś czas temu.. Nie mam serca ich zmieniać więc niech będzie już tak..
Za 2 godziny 45 minut będzie mecz i kibicujemy naszej najukochańszej Borussii :)) Borussia, kaempfen und siegen ! <3
Pozdrawiam :*

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Rozdział 39

* U Anity *
Siedzieliśmy pod salą, gdzie zbierał się coraz to więcej osób, chcących zobaczyć się z Martą. Każdy pytał się czemu to trwa tak długo. Po 20 minutach zaczęłam się niepokoić. Coś jest nie tak. Wstałam, zapukałam do sali i weszłam. Po lekarzach widziałam, że będzie nas czekał trudny czas.
- Anita. Jest problem. Marta ma amnezję częściową.-chciałam sprawdzić, czy mnie pamięta.
- Martuś, jak się czujesz?-spytałam.
- Anita. Nareszcie ktoś znajomy. Co się stało?
Odetchnęłam, myśląc, że siostra nie pamięta paru dni bądź tygodni.
- Miałaś wypadek. Na zewnątrz czeka Mo i Mario, i reszta.
- Kto? Jest ...
- Cii teraz musisz odpocząć.-nakazałam zdenerwowanej Marcie.
Wzięłam lekarza pod rękę, odchodząc od łóżka.
- Frank, czyli nic nie wiemy?
- Dałbym jej parę godzin snu. Niech odpocznie. Nie kojarzy chłopaków, więc lepiej, żeby jej teraz nie niepokoili.
- No dobra. Spróbuję z nimi pogadać.
Wyszłam z sali. Od razu wszyscy do mnie podbiegli.
- I co z nią? Możemy wejść?
- Marta jest bardzo zmęczona. Przez parę godzin nie będzie można się z nią zobaczyć. Lekarze proszą o wyjście.
Jedźcie do domu. Niestety, ale naprawdę musicie. Marco, mogę cię na chwilę prosić?-spojrzałam na chłopaka błagalnym wzrokiem.
- O co chodzi?
Nie wytrzymałam i będąc tyle do reszty zaczęłam płakać.
- Mała, misiek co się dzieje? Już dobrze. Obudziła się.
- Nie jest dobrze. - powiedziałam oglądając się, czy nikt nas nie słyszy.- Marta może mieć uszkodzony hipokamp. Przez to jej synapsy nie współpracują i pewnie straciły połączenia. To przez niedotlenienie mogła nastąpić...
- Anita, uspokój się. Teraz powiedz to tak, żebym zrozumiał.- poprosił przytulając mnie.
- Amnezja. Nie wiadomo czy tymczasowa, czy stała. Mnie pamięta, ale nie was. Pytała się o byłego chłopaka. Lekarze kazali jej odpocząć, ale jest mała szansa, że jej przejdzie. Musisz mi pomóc z resztą.
- Dobra. Zabierzmy ich do nas. Tam pogadamy.
Pojechaliśmy do naszego domu.
- Dobra chłopaki. Prosto z mostu. Marta ma amnezję. Pamięta wszystko do swojego byłego chłopaka. Nie kojarzy, że z nią zerwał. Was nie zna.
Tak jak przewidywałam, chłopaki zaczęli panikować i zadawać tysiące pytań, na które nie znałam odpowiedzi.
- Jadę do niej.- powiedział Mo.
- Ja z tobą- Mario.
- Siądźcie na dupie i siedźcie! Wejdziecie do sali i co powiecie?
' Hej. Ja jestem Twoim chłopakiem, którego nie pamiętasz. A to jest mój kolega, który też żywi do ciebie uczucia.'
Tak na pewno jej to pomoże!
Zadzwonił mój telefon. Kazali przyjechać do szpitala, bo ktoś z rodziny przyjechał.
Wchodząc na oddział czułam, że coś nie tak. Bartek.
- Ooo... cześć Anitko. Przyjechałem do mojej kochanej.
- Co ty pierd**isz?! Co tu robisz?! Nie masz jaj, że przyjeżdżasz tu po tym, co jej zrobiłeś!
- Nie krzycz na mojego chłopaka!
- On cię rzucił!
- O czym ty mówisz?
Opowiedziałam wszystko to, czego nie pamiętała.
- Anitko. Odpocznij. Przecież jesteśmy z Martusią szczęśliwi.- powiedział Bartek, trzymając moją siostrę za rękę, na której był pierścionek.
- Dobra, załatwmy to inaczej. Porozmawiajmy na dole.- wyszłam z sali, a zaraz za mną Bartek.
- Dwie kawy poproszę.-kelnerka oddaliła się, zerkając na chłopaka.
- Więc słucham.
- Żałuję tego co zrobiłem. Kariera nie jest warta Marty.
- Bartuś, wiesz, że zawsze byłam za tobą. Wszyscy cię lubili, ale to ty ją zostawiłeś. Wielki siatkarz Bartosz Kurek pojechał do Rosji. Ona ułożyła sobie życie.
- Ale co mam zrobić. Ta amnezja to znak, żebym spróbował.
- Dupa nie znak. To nie przejdzie. Tak po prostu nie można. Byliście ZARĘCZENI. Ale widziałam pierścionek, więc chyba bardziej pasuje JESTEŚCIE ZARĘCZENI.
- Cóż.
Poczułam, że kręci mi się w głowie.
- Ja zwołam resztę. Pogadają z Martą. Jakbyś wrócił w Warszawie, może bym ci pomogła. Tu ma chłopaka, znajomych, pracę, rodzinę. Za dużo na to pracowała.
Wstałam od stolika i niepewnym krokiem wyszłam ze szpitala.
- Marco zwołaj resztę. Niech gadają z Martą, bo jest tu jej były chłopak. Ja muszę coś załatwić.-schowała telefon do kieszeni.
Wsiadłam do samochodu. 'Spokojnie. To nie może być to. Za dużo na raz. Wakacje w dniach...ok. Okres miałam przed. Nie, nie. Jeszcze raz.' Przeliczyłam wszystko 5 razy. Za każdym wychodziło to samo. Wzięłam portfel i udałam się do apteki. ' Muszę wiedzieć.'
Postanowiłam nie wracać do domu, tylko zrobić test w szpitalu.
To były najdłuższe minuty w moim życiu. Gorsze od sesji, matury. Spojrzałam na patyki. W jednej chwili zrobiło mi się zimno i gorąco. Bałam się. Jeszcze Marta. Nie mogłam z nią pogadać i na nią liczyć. Miała teraz ważniejsze problemy. 'Dobra, spokój.' Powiedziałam do siebie, wstając z podłogi. Ogarnęłam się i poszłam na intensywną terapię. W sali siostry było dużo osób i on.
- Cisza!
Gwar w sali zniknął.
- Ona się boi. Po kolei!- siadłam koło Marty, biorąc ją za rękę. Sama trzasłam się z nerwów, zerkając co chwilę na Marco.
Każdy z obecnych powiedział kim jest, co go łączy z dziewczyną. Gdy mieliśmy to za sobą, widziałam, że kochanie jest zmęczone tym co się stało.
- Misiu odpocznij. Za dużo na raz. Przemyśl wszystko. Ale wiedz, że byłaś naprawdę szczęśliwa z Mo. Zostawię cię z rodzicami. Pogadaj z nimi na spokojnie.
Wstałam od łóżka.
- Reszta wychodzi. Nie ma nie, tylko NATYCHMIAST! Marta zostaje z rodzicami, a reszta out!
Jechaliśmy do domu z zawrotną szybkością. W końcu to ja prowadziłam. Zatrzymałam się na poboczu.
- Mo, podaj mi torebkę.-wyjęłam tabletki uspokajające. Zawsze starałam się nie brać chemikaliów, ale teraz było tego o wiele za dużo. Nawet nie wiedziałam o czym myśleć. Z jednej strony Martusia. Okropna sprawa. Teraz jeszcze TO. Jakim cudem? I ja. Pasuję do tego jak wół do karety. I Marta. I praca. Muszę już wrócić. Trzeba kogoś do pomocy.
- Hej Pola. Mam ogromną prośbę kochana.
Weszliśmy do domu. Mimo tabletek cały czas się trzęsłam.
- Anita jak to zrobić?-spytał Mario.
- Właśnie. Trzeba go od niej zabrać.-przytakiwał mu Mo.
- Może przez policje? Anita masz tatę policjanta. Co zrobić?
Moje nerwy puszczały. Pytania kłębiące się w mojej głowie i te chłopaków przerosły mnie.
- CZEMU TO JA MAM ZAWSZE WSZYSTKO WIEDZIEĆ. BRAKUJE MI JEJ, TAK SAMO JAK WAM, JEŚLI NIE BARDZIEJ.
- Ale spokojnie.
- SPOKOJNIE? BYŁAM PRZEZ OSTATNIE TYGODNIE, ALE W TEJ SYTUACJI JUŻ NIE MOGĘ!
- Kochana usiądź. My jesteśmy w identycznej, tyle że ty wiesz więcej.-powiedział Mo.
- TAK? TO POKAŻ SWÓJ TEST.
Powiedziałam, rzucając białe patyki na stół i wybiegając z salonu. Zamknęłam szybko drzwi do łazienki i płakałam.
* U Marco *
Obecna sytuacja  była beznadziejna. Marta nas nie pamiętała. Nie wiadomo było co zrobić. Jeszcze ten Bartek. Wiem że ją kocha bo jak można jej nie kochać ? Ale miał swoją szanse którą spieprzył. Byli zaręczeni, ślub był zaplanowany a on postawił na karierę. Gdy się ocknął było za późno. Nie wiem co on sobie myślał. Marta była w niego zapatrzona. Nadal jest. Nie pamięta uczyć do Mario i Moritza. - myślałem nie słuchając co się dzieję. W pewnym momencie zaczęła się kłótnia którą trzeba było ugasić. Nagle Anita wypaliła jakieś białe patyczki na stół. Były to testy ciążowe. Sięgnąłem po jeden i spojrzałem. Przeanalizowałem i nie mogłem uwierzyć. Czy ja ? Serio ?
- Zostanę TATĄ !! - zacząłem się cieszyć, triumfalnie skacząc po pokoju. Chłopcy mi jedynie pogratulowali. Życzyli sobie tego samego.. Pobiegłem za Anitą. Oparłem się o drzwi do łazienki i zacząłem pukać.
- Odejdź !
- Kochana. Spokojnie. Wyjdź do mnie.
- Mówię odejdź.
- Anita. Wyjdź.
Anita otworzyła delikatnie. Ujrzałem jej zapłakane, spuchnięte oczy. Pchnąłem drzwi i złapałem swoją dziewczynę. Przytuliłem i pocałowałem w skroń.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę że zostanę tatą ! - przytuliłem ją mocniej, głaskając po brzuchu.
- Marco przecież my nie jesteśmy na to gotowi. Marta jest w ciężkim stanie, ty masz karierę, ja jako lekarz też chcę daleko zajść..
- Musimy się przygotować. Mój maluszek musi mieć jak najlepiej. Co tam kariera ? Ja będę tatą. A Marta z tego wyjdzie. Przypomni sobie wszystko i będzie po staremu.
- A co jeśli nie ?
- To wróci do Warszawy z Bartkiem i też będzie jej dobrze.
- Ah..

______________________________________________________
A więc dodaję zdjęcia Bartosza Kurka alias Kuraś, Kypek, Bartek




A więc to nasza nowa postać Bartuś. Mam nadzieję że wam się spodoba :)
A co do rozdziału. Zacznie się rozkręcać. Zacznie się mieszanina.
Od jutra nie będę mogła dodawać rozdziałów codziennie, gdyż wracam do szkoły i normalnego życia.
Za pare dni mecz Borussia - Real i szczerze mówiąc siedzę jak na szpilkach, gdyż to stanie się za 52,5 h więc już blisko. :D Nie wiem co pisać więc dziękuję za komentarze wszystkie uważnie przeczytałam i rozważam parę możliwości :) a więc dziękuję i pozdrawiam :*

niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 38

* U Anity *
Marta nadal spała. Jej stan był już bardzo dobry. Uznaliśmy z lekarzami, że może już niebawem się obudzi. Z tego powodu nikt jej nie opuszczał na krok. Marco, Mario i Moritz nie wychodzili już wcale. Łukasz i Kuba również przychodzili w każdej wolnej chwili, by z nią rozmawiać i pobudzać jej mózg. Była 8 rano i postanowiliśmy zjeść wszyscy razem w szpitalnej kafejce.
- Dobra chłopaki. Bo będzie z wami, jak ze mną. Idziemy na dół- powiedziałam do wszystkich. Nie chciałam, żeby wylądowali w szpitalu.-Misiek wstawaj.-Mo posłusznie podniósł tyłek z krzesła.- Kochanie, chodź ze mną.-powiedziałam całując Marco w usta.
Ostatnio oddaliliśmy się od siebie. Nasze rozmowy zaczynały się od wieści o Marcie, a kończyły na tym, co ma przywieźć chłopakom. Resztę czasu przeglądałam papiery, rozmawiałam z lekarzami, a Marco trenował, dbał o dom, odwiedzał siostrę. Mijaliśmy się. W nocy i rano czuwałam w szpitalu, resztę wyganiałam do domów, by Marta miała czas na odpoczynek. Potem przyjeżdżali piłkarze, więc dziewczyna nie była sama i to ja jechałam odpocząć.
- No dobra.-odpowiedział Marco wychodząc z sali.
Tylko Mario nie miał ochoty i został u Marty. Wyszliśmy i zostawiliśmy tę dwójkę.
* U Mario *
Przyjaciele poszli na dół, a ja zostałem z moim słoneczkiem. Zmoczyłem chusteczkę i delikatnymi ruchami obmyłem jej blade usta, które następnie pocałowałem. Lekko dotknąłem jej rękę. Usiadłem obok i zacząłem mówić.
- Kocham spędzać z tobą czas. Tak samo, jak kocham ciebie. Jesteś najcudowniejszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem. Już pierwszego dnia, gdy cię zobaczyłem, poczułem to przyciąganie. Jest silniejsze, niż grawitacja. Szaleję za tobą. Nasz wspólny urlop był najpiękniejszym czasem w całym moim życiu. Pamiętam każdy pocałunek, uniesienie i uśmiech, który zawsze gości na twojej pięknej twarzy. Kocham cię Marta.
W tym momencie moją rękę złapał mocny skurcz. Przynajmniej tak pomyślałem w pierwszym momencie. Zerknąłem w dół. Moja dłoń była mocno zaciśnięta przez Martę. Szybko spojrzałem na jej twarz. Jej oczy drgały, jakby miały się zaraz otworzyć. Wpatrywałem się w te nerwowe drgania. Wiedziałem, że coś dobrego się dzieje. Otworzyła małe szparki. Ukazały mi się zielone przecinki. Nie mogła jeszcze całkiem otworzyć oczu. Miała takie piękne zielone. Już prawie o tym zapomniałem.
- Marta kochanie. Marta. Marta. - mówiłem do niej, by wróciła jej orientacja.
- Mariooo... - wyszeptała bardzo cicho. Trudno było to usłyszeć, ale ja to wychwyciłem.
- Jestem najdroższa. Nic nie mów. Już biegnę po lekarza.
- Czekaj..
- Tak kochana?
- Kocha.. - nie dałem jej dokończyć. Pocałowałem ją nerwowo i wybiegłem z sali w poszukiwaniu lekarza. Darłem się.
- Obudziła się !! Obudziła się !! - pielęgniarka szybko do mnie przybiegła. Kazała koleżance poinformować lekarza. Weszła do sali a ja miałem zostać na zewnątrz. Wykręciłem numer do Mo.
- Stary !
- Co ?
- Marta.
- Obudziła się ?
- TAK !
Już słyszałem jak biegnie. Rozłączyłem się i czekałem nerwowo na przybycie przyjaciół. Nie musiałem długo czekać. Byli szybsi do światła. Razem z nimi przybył lekarz. On wszedł. My musieliśmy zostać. Dreptałem w te i we w te. Moritz pukał cały czas i zaglądał ale nic nie widział, bo jedna z pielęgniarek stała przy drzwiach i pilnowała by nikt ich nie przekroczył.
- Boże co tak długo !
- Spokojnie. Muszą sprawdzić czy nie ma amnezji, czy wszystko jest sprawne i czy coś ją boli. - uspokajała nas Anita.
- Wszystko pamięta.
- Skąd wiesz.
- Mówiła chwilę jak się obudziła. Poza tym nie reagowała by na nasze opowieści.
- Serio ? Co mówiła. - hm. No i co ja miałem powiedzieć. Przecież złamałbym serce Moritza. Był moim przyjacielem.
- Nie wiem jakieś pomruki imion. Ale były to imiona jestem pewny.
- Oo jak świetnie. Boże niech nas już wpuszczą. - Anita siedziała spokojnie przy ścianie. Widocznie wiedziała że to jeszcze potrwa. Tylko my byliśmy tacy niespokojni. Marco skakał z radości pod sufit.
* U Marco *
Rozmawiałem z panią która również miała taki wypadek. Mówiła że to zależy od osoby czego chce słuchać. A że Marta miała z nami wszystkimi świetny kontakt i łączyły nas specyficzne więzi, to lubiła jak się jej robiło wyznania lub opowiadało coś co było ważne. Pani powiedziała mi że osoba w śpiączce najlepiej czuje się w towarzystwie wielu osób. Nie jest osamotniona. A to że Martusia była bardo gościnna, nakazywało nam tam siedzieć. I jak widać jej stan się poprawiał. Wskazówki które dała mi ta kobieta były święte. No i proszę. Pomogły. Obudziła się. Tryskałem szczęściem. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Przytulałem Anitę, podbiegałem do drzwi. Skakałem po hallu i wszystko powtarzałem od nowa. Widziałem szczęście wypisane na twarzach każdego. Było wcześnie więc jeszcze nie było Łukasza i Kuby. Wybrałem numer do Łukasza.
- Siema co tam ?
- Przyjeżdżacie ?
- Tak. Właśnie się zbieramy.
- To szybko.
- Coś się stało ? Co z Martusią ?
- Obudziła się !
- Że co ??
- Serio. Szybko.
- Już jedziemy. Będziemy za niecałe 5 minut.
Łukasz mocno się ucieszył. Krzyczał w tle do Kuby i ich żon. Byłem ciekawy co się u nich dzieję. Zawsze należałem do ciekawskich. Tak samo jak ciekawiło mnie to co zrobił Mario że Marta się obudziła. To nie był na pewno zbieg okoliczności. - Co on jej powiedział ? Spytam go potem. - myślałem krążąc po korytarzu.
- Boże mama Marty. Kto dzwoni ? Może zięć ? - zaśmiałem się patrząc na uśmiechniętego Moritza.
- No dobrze. To zadzwonię. - wyjął jak na zawołanie telefon i wybrał numer do mamy swojej dziewczyny.
- Dzień dobry pani Gałkowska. Marta się wybudziła właśnie ją badają. Tak. Tak. Zadzwonię. Dobrze. Będę tu czekał. Dobrze do zobaczenia. - rozłączył się i schował telefon. - Już jadą.
- O to dobrze.
Nadal zastanawiałem się dlaczego to tak długo trwa. Może było coś nie tak. Pomału i Anita zaczęła się niepokoić. Może jednak miała amnezje. Albo obrażenia były bardzo rozległe. A może znów zapadła w śpiączkę. Kto to wiedział. Chciałem tam jak najszybciej wejść.
- Anita co tam się dzieję ? - Mario był wyraźnie poirytowany.
- Nie mam pojęcia. Nie chce tam wchodzić i im przeszkadzać. Dobrze sobie radzą. Dajmy im czas. Wszystko jest dobrze.
- Skąd wiesz ? Nie wiadomo co się dzieję za ścianą.
- Uspokój się bo cię już na pewno nie wpuszczą. Siądź tu. I wy też. - Wskazała na mnie i Moritza. Usiedliśmy wszyscy obok siebie tępo wpatrując się w drzwi. Na korytarzu było cicho. Nic się nie działo. Czekałem aż ktoś w końcu z tej sali wyjdzie i powie nam co jest grane.
Siedzieliśmy jeszcze chwilę. Na oddział wkroczyli Piszczkowie i Błaszczykowscy.
- Czemu tutaj siedzicie ?
- Nie można do niej wchodzić. Zszedł tam się cały sztab i nie wychodzą.
- Coś się stało ?
- Nie. Jedynie się obudziła, Mario zawołał lekarza no i tam siedzą..
- No ale mówili co tam robią ?
- No nic. Nikt do nas nie wychodził.
- Ile to już trwa ?
- 20 - 30 minut.
- Długo. Ale dajmy im czas.
Siedli i oni. Dobra wieść roznosiła się szybko. Znajomych przybywało. Każdy czekał na powitanie Marty.

_____________________________________
A więc dodałam dzisiaj gdyż po obejrzeniu pewnego filmu i po wygranej ASSECO RESOVII RZESZÓW wróciła moja wena :) Miejmy nadzieję że już zostanie :) A więc jak już wspomniałam Sovia została Mistrzem Polski co bardzo mnie cieszy, gdyż jestem też fanem siatkówki. Zaczyna się dziać i mam nadzieję że będziecie czytać :)
Dziękuję za komentarze ! Naprawdę pomogły :) jestem pełna nowej energii do pisana. Ale już w krótce będzie trzeba chyba skończyć bloga.. Co o tym myślicie ?
Pozdrawiam i całuję :*

sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział 37

* U Anity *
Wszyscy siedzieli całą noc, mając nadzieję, że uścisk ręki zwiastuje rychłe obudzenie się Marty. Jednak tak się nie stało. Ale wiedzieliśmy, że jest jakaś znacząca poprawa. Kazałam Kubie iść do domu i się wyspać. Miał wrócić później. Marta czuła się z nim bardzo dobrze. Moritz siedział po drugiej stronie łóżka zdumiony tym wydarzeniem. Był chudy, jego policzki się zapadły. Od dawna porządnie nie spał. Nie chodził do domu. Spał u boku Marty. Mario lub Marco przywozili mu świeże rzeczy. Był wykończony. Ja sama czułam się dobrze. Prawdę mówiąc zanim zemdlałam było tak samo. Ale znów działałam w sprawie Martusi. Podeszłam do Mo i przytuliłam go od tyłu.
- Mo. Proszę cię.- oparłam brodę o ramię chłopaka.- Jedź do domu. Wyśpij się, zjedz coś. Jeśli coś się wydarzy będziesz pierwszą osobą, która się dowie. Obiecuję ! - wyszeptałam mu do ucha.
- Nie mogę słońce. Nie mogę niczego przegapić.
- Ale Mo. Nic nie przegapisz. Patrzę na aparaturę i w ciągu najbliższych godzin na nic się nie zanosi. Jedź.
- Obiecujesz, że zaraz zadzwonisz jakby co? Będziesz meldowała co 30 min czy wszystko ok ?
- Tak kochany. Jedź. Obiecuję.
- Dobra, ale zaraz wracam.
- Masz się wyspać.
- I tak nie mogę spać.
- I tak cie nie wpuszczę. Więc spróbuj chociaż.
- Nic nie obiecuję.
- No dobrze, już dobrze. Jedź.
Mo wyszedł, a ja zostałam z Martą sama. Nie na długo. Po chwili wszedł Mario. Też bardzo o nią dbał. Również źle wyglądał, choć nie mógł tu nocować, tak jak Moritz. Nie chciał, by Mo miał powód do zazdrości. Korzystał z każdej okazji, kiedy nie było chłopaka. Nie chciałam ich zostawić samych. Nie byłam pewna czy coś się nie wydarzy. Ostatnio bardzo reagowała na rozmowy z najbliższymi. Kubę ścisnęła za rękę, przy Mario popłynęła jej łza, a gdy Moritz jej coś opowiadała cichutko mruknęła. Było to wspaniałe, bo wiedzieliśmy, że jest dobrze i będzie coraz lepiej. Już jesteśmy blisko. Usiadłam na stoliczku, stojącym w kącie i zabrałam się za ponowne czytanie książek i wszystkich papierów. Może coś przeoczyłam. Robiłam to po raz tysięczny, ale nadal miałam nadzieję. Mario cichutko opowiadał coś Marcie. Lubiłam go. Tak samo jak Mo. Wiedziałam, że obojętnie jak Marta wybierze nie będzie jej źle. Mój telefon zawibrował. Dostałam dwie wiadomości. Jedna była od Poli.
" Hej. Nie chce zawracać głowy kochana, ale chciałam spytać jak Galiczka. Ucałuj ją ode mnie. Zaraz jak będę mogła przyjadę. Wtedy na pewno się obudzi. "
Odpisałam jej.
" Siemka. A nie przeszkadzasz. Po raz setny czytam te papiery. U niej wszystko dobrze. Od wczoraj nic nowego nie ma. Przyjeżdżaj. Martusia cię potrzebuje "
Następna wiadomość była od Marco. Był jedynym " dorosłym " wśród nas. Dbał o wszystkich. I do tego poświęcał też czas mi i Marcie. Był cudowny.
" Właśnie przyjechałem do domu z zakupów. Kupiłem trochę rzeczy dla nas wszystkich. Ugotuję coś i przywiozę. Kocham cię "
Nie czekał na odpowiedź, więc napisałam krótko.
" To dobrze. Czekamy. Też cię kocham "
Mario nadal rozmawiał z Martą. A raczej prowadził monolog. Tak wyglądały te rozmowy. Moja kochana słuchała. Po prostu miała zaklejone usta i nie mogła nic powiedzieć. Patrzyłam na nią usiłując ujrzeć jakiś znak. Miałam nadzieję, że i tym razem da nam do zrozumienia, że nas słyszy. Jeden z aparatów zaczął pykać. Zerwałam się, zrzucając wszystko ze stołu. Podbiegłam do aparatury, by dowiedzieć się co może być przyczyną. Niestety, a może i na szczęście był to jakiś błąd. Uciszyłam ustrojstwo, pocałowałam siostrę w skroń i wróciłam do stołu, zbierając rozrzucone rzeczy. Miałam nadzieję, że to wszystko nie potrwa długo. Każdy z nas wyczulony na najmniejszy pisk. Słyszeliśmy wszystko, nie chcą niczego przegapić. Mijało 40 minut od wyjazdu Moritza. Już dzwonił.
- Miałaś się odezwać.
- Wiem. Przepraszam zaczytałam się. Miałeś spać.
- Dopiero dojechałem. Straszny korek na mieście. To co u mojej księżniczki ?
- Wszystko po staremu. Śpiąca królewna.
- Za równe 30 minut zadzwoń.
- Napiszę ci. Masz wtedy już spać.
- Dobrze, ale napisz. Nie dam rady usnąć.
- Obiecałeś.
- No dobre. Spróbuję.
- No właśnie. Więc idź spać, ja ci napiszę za pół godziny.
- Czekam.
- Okejka kochany.
Rozłączyłam się i odłożyłam telefon. Cudownie, że tak się o nią martwił. Lecz miałam nadzieję, że już wkrótce nie będzie miał powodu, bo nasza Marta będzie brykała i tryskała radością. Nudziłam się.
- O czym rozmawiacie dzieciaki?
- O wszystkim co się da. Opowiadałem Marcie jakie widziałem buty. Na pewno by jej się podobały.
- Kupisz jej jak się obudzi. Na sto procent jeszcze będą.
- Też mam taką nadzieję. Świetnie będzie wyglądała. Z resztą jak zawsze.
Podeszłam do przyjaciela. Siadłam obok i położyłam głowę na jego ramieniu.
- Kochasz ją ?
- Strasznie. Nad życie. Szalenie.
- To dobrze.
- Myślisz, że mam szanse ?
- Może. Wiem, że kocha was obu. Ciebie również. Ale nikt nie wie jak wybierze.. Chyba nawet ona nie jest pewna.
- Okaże się. Niech wybierze najlepiej dla niej. Będę się cieszył, jeśli to będę ja, ale również będę się cieszył, jeśli wybierze Mo.
- Kochany jesteś. - pocałowałam go w policzek i jeszcze chwilę tak siedzieliśmy, patrząc się na nasze słoneczko.
* U Marco *
Więc byłem jedynym rozsądnym osobnikiem w naszym gronie. Wszyscy bardzo martwiliśmy się o Martę. I każdy zaniedbywał siebie. Nawet Anita odcięła się od obowiązków, żeby pomóc siostrze. Moim zadaniem było pilnowanie wszystkiego i wszystkich. Nie ukrywam, że było to trudne. Zawsze w biegu. Dostałem parę mandatów za przekroczenie prędkości, ale dla Marty wszystko. Była naszym słoneczkiem. Nie dało się jej nie lubić. Gdy pierwszego dnia ją poznałem, wiedziałem, że będziemy się przyjaźnić i będziemy blisko. Każdy czuł sympatię do jej osoby. Była taka naładowana pozytywną energią. Wszystkie złe emocje zamykała w sobie i rzadko dawała im jakiś upust. Gdy się ją lepiej pozna widzi się, że jest jej trudno, ale wie się też, że jest twarda i silna. Tak zwana kobieta z jajem. Nie da sobie dmuchać w kaszę. Każdy marzy o takiej kobiecie. Ja miałem Anitę, która była identyczna. Jako kuzynki nie różniły się niczym, poza wyglądem. Ale i tu była podobizna. Były jak bliźniaki. Pasowało to do nich. Mieliśmy szczęście poznać je i zatrzymać przy sobie.
Przyjechałem do domu i ugotowałem szybki obiad. Robiłem tak codziennie. Jechałem do szpitala i karmiłem moje dzieci. Czułem się jak odpowiedzialny rodzic. Chciałem też, by moje najmłodsze dziecko w końcu się obudziło. Robiliśmy wszystko co się dało. Niestety to nie wystarczało. Postanowiłem zadziałać na własną rękę. Poszłem po laptop i zacząłem szperać po internecie. Znalazłem cudownego uzdrowiciela, który miałby ją obudzić i wyleczyć z wszystkich dolegliwości. Jednak nigdy nie wierzyłem w takie czary mary i nie brałem tego na serio, niezależnie od komentarzy ludzi, którzy uznawali, że cudowny doktor uratował im życie i dał drugą młodość. Śmiałem się z tych naiwniaków. Były też różne ziółka, które trzeba palić przy chorym. Ale w to, to już na pewno bym nie uwierzył. Szukałem komentarzy ludzi, którzy sami byli w śpiączce i mogą opowiedzieć, co się w danym momencie dzieję. Co czuła Marta. Natknąłem się na kobietę, która miała podobny wypadek. Od razu skontaktowałem się z nią. Miałem szczęście, bo szybko odpisała. Poprosiłem o spotkanie. Najszybciej jak można. Kobieta zgodziła się na spotkanie za pół godziny w małej kafejce w centrum. Była z Dortmundu i mogła szybko zareagować. Wsiadłem do samochodu i pojechałem na spotkanie. Byłem strasznie ciekawy i nie wiedziałem, czego mam się spodziewać. Może to co przeżywała Marta było czymś okropnym i bardzo się męczyła nie mogąc nam nic powiedzieć ? Nie miałem pojęcia, ale musiałem się szybko dowiedzieć.

_________________________________________________________
Przepraszam robaczki że tak rzadko i czasami nudno ale cierpię na częstą chorobę pisarza : - brakus wenus -
Każdy ktopisze wie że jest taki moment, w którym nie wie się co i jak ma się pisać. Własnie tak mam wiec przepraszam za nie-aktyność :) dziękuje za liczne komentarze i prywatne wiadomości :) uwielbiam was - moich czytelników - :)
Pozdrawiam i całuję cieplutko :*

środa, 17 kwietnia 2013

Rozdział 36

* U Anity *
Obudziłam się. Choć to może za dużo powiedziane. Wyszłam z otępienia będzie lepsze. Promienie słoneczne nieśmiało wznosiły się nad widnokrąg. Jest tu tak pięknie - pomyślałam, poprawiając się na obitym skórą siedzeniu. Nie miałam najmniejszej ochoty wracać do żywych. Marty stan się nie poprawił, bo nie dzwonili ze szpitala. ...
Moje myśli krążyły po różnych tematach. Wracałam powoli do siebie.
-Marcin.-pomyślałam. Spojrzałam na zegarek. 15 godzina.- Biblioteka otworzona do 17. Trzeba się śpieszyć.
Sięgnęłam po telefon, który od wczoraj leżał na tylnim siedzeniu. Nawet nie spojrzałam na powiadomienia, tylko od razu wykręciłam numer, jednocześnie odjeżdżając w stronę miasta.
- Good morning. My name is Anita Olszewska and I want to talk with...
Po 3 godzinach.
Weszłam na oddział intensywnej terapii mając w rękach tyle książek, wydruków, płyt i kartek ile zdołałam wziąć. Znałam to uczucie, które teraz mną kierowało. Ten stan sprawiał, że stawałam się królową lodu, dyktatorem, gwiazdą,... różne określenia słyszałam. Stan głębokiej gotowości do walki o to, co było moim celem. Stawanie mi na drodze.był bez sensu.
Z daleka widziałam ludzi stojących pod salą Marty. Byli tam wszyscy. Część coś do mnie mówiła, ale ja powiedziałam- U mnie w porządku. -i weszłam do pokoju. Koło łóżka byli Mo, Mario, Marco i rodzice Marty .
- Dzień dobry.- podnieśli głowy na dźwięk mojego głosu. Ciocia od razu podbiegła do mnie i przytuliła mnie.
- Dobrze, że nic ci nie jest.
Widziałam, że Marco podnosi się i idzie w moją stronę.
- To moja wina, więc ja ją z tego wyciągnę. Na pewno, ale musicie dać mi czas sam na sam z Martą. Wiem, że się nie zgodzicie, ale muszę spróbować niekonwencjonalnych metod. Pozwólcie mi spróbować.
Nie czekając na reakcję, położyłam wszystkie swoje rzeczy na podłodze. Siadłam na środku, rozłożyłam kartki i książki dookoła siebie i zaczęłam czytać. Po chwili podniosłam głowę, dalej czując obecność innych osób.
- Proszę.- powiedziałam błagalnym tonem, wkładając jednocześnie płytę z ulubionymi piosenkami Marty do niewielkiego odtwarzacza.
Nie wiem czy z to z litości, czy po prostu z zaufania, ale reszta osób opuściła pokój.
Zaczęłam pracować. Robiłam wszystko jak maszyna. Czytałam, szukałam, kojarzyłam i zapamiętywałam fakty. Marta. Tylko ona w tym momencie dla mnie istniała. Kartki z notatkami rozłożone po całym pokoju wyglądały przerażająco.
- Martuś kochanie, a pamiętasz jak jeździłyśmy na dziadka i grałyśmy w nim w karty? Oczywiście na pieniądze. Zawsze przegrywał. Albo uciekanie przed moją siostrą. I święta Bożego Narodzenia u mnie w domu.
Muzyka, wspomnienia, ciepłe słowa, wesoła atmosfera... wszystko jest. Ufałam Marcinowi. Był jednym z najmłodszych profesorów w Polsce i od kilku lat badał wpływ różnych czynników na śpiączkę.
- Tylko pamiętaj. Żadnych łez, rozpaczy. Ma być miłość i dużo wspomnień, żeby pobudzić mózg.
Trzeba był to rozszerzyć. Potrzebowałam... cioci. Pierwszy raz od 18 godzin wyszłam z sali. Miałam nadzieję, że rodzice są na korytarzu. Nie myliłam się. Z resztą nie tylko oni.
- Ciociu musisz powspominać z nią. Same rzeczy.- stałam i słuchałam monologu. Wierzyłam, że to wszystko choć trochę pomoże Martuni.
Tę samą procedurę powtórzyłam z wujkiem, Mo i Kubą. W końcu przyszedł czas na Mario. Zerknęłam na zegarek 19. Niedługo minie 60 godzin od wypadku. Nie odczuwałam od tamtej pory żadnych potrzeb.. nie jadłam, nie piłam, nie spała... Nagle.zauważyłam coś dziwnego. Łza. Czyli jednak to działa. Mario akurat mówił o czasie zaraz przed moim powrotem z wakacji. Ich wspólnie spędzony czas. Chłopak też to zauważył.
- Anita, co się dzieje? Anita? Anita!
- Nie drzyj się.- powiedziałam spokojnym tonem.- Opowiadaj dalej...
3 dni później
- Kawa dla pani.-powiedziała pielęgniarka podchodząc do mnie.- Niech pani jedzie do domu. Odpocznie.
- Dziękuję.-odpowiedziałam jej, jednocześnie dając do zrozumienia, żeby już wyszła. Całe dnie spędzałam przy Martuni. Od wypadku nie byłam w domu. Z sali wychodziłam tylko do łazienki, albo żeby wpuścić kogoś do środka. Żyłam w swoim świecie, nie wiedząc co się dookoła dzieje. W sali przybywało kartek, książek i aparatury. Musiałam mieć wszystko pod ręką. Dla niej.
- Anita. Musisz pojechać do domu. Nic nie jadłaś. Nie spałaś.- Marco się martwił.
- Będąc w domu jej nie pomogę.
Do pracy motywowały mnie poprawiające się wyniki czynności mózgu.
- Martuś, jeszcze trochę. -mówiłam wiele razy, ściskając jej rękę.
Wiedziałam, że mnie słyszy, ale nie może odpowiedzieć.
- Więcej nie da się zrobić. Postaraj się kochana.
Nadzorowałam każde odwiedziny dziewczyny. - Tylko dobre wspomnienia.- powtarzałam.
Mijały kolejne dni. Już dawno minął tydzień odkąd ostatni raz jadłam posiłek.
- Marco chcesz wejść do Ma...- nie wiem co się dalej działo...
* U Marco *
Mówiąc te słowa Anita osunęła się na ziemię. Spanikowałem i rzuciłem się do niej.
- Mario, leć po lekarza.
Od razu to zrobił. Gdy wrócił, wziąłem ją na ręce i położyłem na wolnym łóżku obok Marty. Lekarz przebadał szybko Anitę i stwierdził, że to z przemęczenia. Nie jadła od tygodnia, stres, brak snu. Odkąd nasza Martusia tu leżała. Nadal nie wiedzieliśmy, czemu wydarzył się ten wypadek. Anita unikała tematu, a lekarze nie wiedzieli wszystkiego. Lekarz podpiął moją dziewczynę do kroplówki. Szybko wróciła do nas.
- Pani Olszewska chwilę z nami zostanie. Niestety nie może leżeć tu, przy siostrze. Pani Gałkowska jest w bardzo złym stanie. Musi " mieszkać sama ".
- Ale panie doktorze, one muszą być razem. Marcie się przy niej poprawia. Anita nie wybaczyłaby mi, jeśli by tu nie leżała. Proszę o wyjątek. Nie będzie się tu schodzić więcej ludzi, bo mają tych samych znajomych i rodzinę.
- No dobrze. Ale proszę mi obiecać, że nie będzie tu spędu. Stan pani Marty na to nie pozwala.
- Obiecuję.
Lekarz wyszedł z sali i zostawił Anitę na łóżku obok siostry. Siadłem pomiędzy nimi i złapałem je za dłonie. Moje najukochańsze dziewczyny leżały zmęczone i blade.
- Jak się czujesz kochana ?
- Cały czas bardzo dobrze. A jak Martusia ?
- Stabilnie. Ale ty musisz o siebie dbać. Musimy znaleźć jakiś system, jeśli to wszystko ma przez jakiś czas tak wyglądać.
- Nawet tak nie mów ! Moja kochana szybko się otrząśnie. Jest silna i twarda. Nawet w takim stanie.
- Wiem o tym bardzo dobrze. Ale nie wiemy, ile będzie jeszcze potrzebować czasu.
- Wierzę w nią. Już niedługo. Czuję to !
- Anita, co tam się wydarzyło ?
- Marco..- znów chciała mnie zbyć. Ale tym razem nie miałem zamiaru dać za wygraną.
- Anita ! Koniec.
- Jesteś pewny, że chcesz to słyszeć ?
- Jestem. I mów, bo zaraz przyjdzie Mario i będziesz miała słuchacza więcej. Nie tylko nas dwóch. - Moritz też tu siedział całymi dniami. Osłupiały trzymał Marty rękę i wpatrywał się w jej zamknięte oczy. Nie słyszał naszej rozmowy. Był za bardzo pochłonięty wpatrywaniem się w swoją dziewczynę. Mario również siedział przy niej 24 godziny na dobę. Jeździł do domu jedynie, by się przebrać lub przywieść coś potrzebnego. Mieliśmy urlop. Trener dobrze rozumiał naszą sytuację. Kuba i Łukasz również nie pracowali. Byli bardzo wstrząśnięci całą tą sprawą.
- No dobrze. Sam tego chciałeś. Tego dnia Martusia czuła się źle. Pomyślałam, że to ciąża i pojechałam do niej. Ale jednak to był wirus. Miałam ją zabrać do parku, ale nie chciała. Następne co wpadło mi do głowy to mały wyścig. Pojechałyśmy na A4-ke i zaczęłyśmy jechać koło siebie. Ale u niej coś nie grało. Zajechała mi drogę i wylądowała dachując parę razy. Rozumiesz dlaczego nie chciałam nic mówić ? To ja wpadłam na ten cholerny pomysł ! Ja zawsze panuję nad sytuacją, a tu nie mam jak! - Anita rozpłakała się i odwróciła twarz. Zerknęła na Martę. Zaczęła płakać jeszcze mocniej.
- Kochanie przepraszam.- powiedziała w jej stronę.
Nie mogłem patrzeć, jak moja kobieta cierpi. Wstałem, przytuliłem ją i pocałowałem.
- To nie twoja wina. Niczyja. Po prostu coś się nie zgadzało. Wyjdzie z tego błyskawicznie i znów będzie biegała, chwaląc się tatuażami. Zobaczysz.
- Mam nadzieję. Nie wiem, co mogę jeszcze zrobić.
- Tak będzie. - spojrzałem na przyjaciela, pochłoniętego patrzeniem na swoją dziewczynę. Dobrze, że nie słyszał tego, co powiedziała Anita. Byłby zły. Siedzieliśmy przytuleni, aż w pewnym momencie Anita usnęła. Do sali weszli Kuba, Łukasz i Mario. Pierwsi dwaj przyjeżdżali do niej codziennie. Było widać, że się o nią martwią. Przywitali się ze mną, a potem z Martą. Traktowali ją jak żywą osobę. Ona była żywa.
- Co z Anitą ?
- Przemęczenie. Ma tu na razie zostać.
- Przynajmniej będzie blisko Marty. Jest jakaś poprawa ?
- Codziennie jest. Dobrze, że wiemy, że nas słyszy. Porozmawiajcie z nią. - Kuba usiadł obok dziewczyny. Objął jej twarz rękoma.
- Wiesz Marcik. Oliwka za tobą tęskni. Mówi, że nie może się doczekać, aż cię zobaczy. Jak się obudzisz przywiozę ją do ciebie. A jak wyrosła. Duża panna. Jak ciocia. Aga pyta codziennie, co u ciebie. Pamiętasz jak byłaś ostatnio u nas ? Zaraz przed wypadkiem ? Opowiadałaś kawał. Do teraz się z niego śmieję. - Jego monolog trwał długo. Spędzali ze sobą dużo czasu i miał co opowiadać. Ocierając łzy, trzymał rękę przyjaciółki. W pewnym momencie zastygł. Łukasz wydarł się na całą salę.
- KUBA CO SIĘ STAŁO ?!
- Ona..
- CO ONA ?! - z zamyślenia wyrwał się Moritz. Mario siedział na stoliczku i słuchał uważnie. Anita obudziła się.
- Zacisnęła rękę. Jestem pewny.
- Kuba zdawało ci się.
- Nic mi się nie zdawało. Naprawdę zacisnęła. Nadal trzyma. - Anita się poderwała i podbiegła do nas.
- On ma rację. Ona go trzyma. Kuba mów do niej. Bez przerwy. Mów !
Kuba kontynuował swój monolog, opowiadając jej o swoim życiu i jak się cieszy, że są rodziną. Opowiadał o ślubie jego i Agaty, i że żałuje, że jej tam nie było. O narodzinach Oliwki... Marta wyglądała na rozluźnioną i zrelaksowaną. Słuchała Kuby, nie mogąc mu odpowiedzieć.

______________________________________________________
hej hej :) Przepraszam że tak rzadko dodaję, ale nie mam zbytnio czasu ostatnio.. Te treningi, szkoła, strony,.. Ah :) ale mam nadzieję że się poprawię a wy nadal będziecie czytać :) W przyszłym lub następnym rozdziale zrobię sondę z kim ma być Marta gdyż jestem ciekawa czy obmyśliliście to tak jak ja :)
Pozdrawiam i dziękuję :*

niedziela, 14 kwietnia 2013

Zdjęcia :)

Jak prosiliście dodaję zdjęcia domu Marco i Anity jak i samochodów :)
Dom :) Nowoczesny i duży :)
Salon :)
Kuchnia :)
Jadalnia :)
Łazienka na dole :)
Sypialnia Marco i Anity :)
Łazienka Marco i Anity ;)
Sypialnia gościnna :)
Łazienka do sypialni gościnnej :)
Garderoba Marco i Anity
Gabinet Anity ;)
Maserati Anity :)
Audi R8 ( które zostało rozbite ) Marty :)
______________________________________________________
Mam nadzieję że nic nie zapomniałam i wszystko się podoba :) jeśli chcecie jeszcze coś piszcie a ja bardzo chętnie dodam ;) Pozdrawiam :*

sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział 35

Siadłam za kierownicą mojego nowiutkiego autka. Miałam go ledwo parę dni, a już przystosowałam go do swoich potrzeb. Marta lubiła lansować się samochodem, więc uznałam, że przejedziemy się, a potem może pojedziemy do restauracji.
Marta zamruczała silnikiem. Więc się ścigamy. Ruszyłam całą mocą silnika. Szłyśmy łeb w łeb. Zwolniłam lekko uważając, że należy jej się wygrana. Młoda zajechała mi drogę. Nie... nie bawię się tak. Ej, ej, ej.... Co to.. coś nie tak..... osz KUR*A. Samochód przekręcił się parę razy wokół własne osi i wylądował na dachu. KUR*A KUR*A
Podjechałam z piskiem opon do wraku.
- Boże, niech ma zapięte pasy.- powiedziałam głośno.
Nie miała... Leżała zgięta w połowie z nogami zarzuconymi za głowę. Od tej pory działałam automatycznie. Nie jak rodzina, ale jak lekarz. Dokonałam wstępnej oceny. Nie oddycha... brak tętna... Wyjęłam ją sprawnie z tego, co kiedyś nazywaliśmy samochodem. 2 wdechy i raz, dwa, trzy,...., trzydzieści. Ponownie sprawdziłam stan.
- Dziękuję- powiedziałam trochę do siebie, trochę do Marty i do każdego rodzaju sił nadprzyrodzonych. Poczułam tętno. Jedną ręką wykręciłam numer alarmowy, drugą cały czas badając akcję serca.
- Anita Olszewska, lekarz, A4 przy zjeździe, wypadek samochodowy, jedna osoba ranna. Przywrócona akcja serca,- nieruchome źrenice- wstrząśnienie mózgu, brak kontaktu z poszkodowanym, uszkodzenie kręgosłupa szyjnego,..- wymieniałam stwierdzone obrażenia. Niedługo potem usłyszałam zbiżającą się karetkę. Gdy sanitariusze wyszli z pojazdu, powtórzyłam stwierdzone uszkodzenia. Przejeli pacjentkę....Martę. Moją Martunię. Co ja zrobiłam.
Nie wiem w jaki sposób, znalazłam się w szpitalu.
- Śpiączka- było jedynym słowem.jakie do mnie doszło.
Podali mi środki uspokajające. Możliwe, że to one sprawiły, że zamiast zająć się jej dobrem, siedziałam otępiała koło łóżka, płacząc.
Wstałam . Poszłam do sklepu i kupiłam fajki. Ja. Obiecałam sobie, że nie będę paliła. Trudno. Nie wiem kiedy ubyły mi 3 papierosy. Wróciłam do sali Marty. Aparatura wskazywała idealne ciśnienie. Prześledziłam linię EKG-też w normie. Zdenerwowało mnie to bardziej. Gdyby były nieprawidłowości, mogłabym pomóc to wyjaśnić i coś zrobić. A skoro wyniki są świetne pozostała bezczynność. Śpiączka. Stan najgorszy jaki można sobie wyobrazić. Lubię znać zakończenie, masz złamaną nogę - zrośnie się, masz uszkodzony mózg - przykro mi nic się nie da zrobić. W tym przypadku najgorsza jest niepewność.
- Jak będzie, jak się obudzi? Co można zrobić? - tyle razy już słyszałam te pytania od rodzin osób w śpiączce.
- Nie wiemy- jako jedyna odpowiedź. Jednak dopiero teraz zrozumiałam, że taka wiadomość jest najgorsza ze wszystkich.
- Przepraszam. Mamy kogoś powiadomić? - spytała pielęgniarka.
- Tak. Te 2 numery: chłopak i rodzina. Oni zdecydują, co dalej.- powiedziałam podając numery i wychodząc z sali- Ten jest mój. Proszę dzwonić jakby się coś zmieniło.
- Oczywiście.
Zjechałam na dół windą. Co ja zrobiłam... Nie mogłam wytrzymać sama ze sobą. Wsiadłam do samochodu. Puściłam konkretną wiązankę słów +18, uderzając pięściami w kierownicę. Leki przestawały działać. Widziałam to po drżących dłoniach.
Odjechałam. Nie myślałam o tym gdzie i jak jadę. Wykonywałam wyuczone ruchy zmiany biegów.
Telefon. Nawet na niego nie spojrzałam. Ustawiłam, żeby dzwonił tylko przy połączeniu ze szpitalem, a teraz poprostu wibrował. Wzięłam go do ręki i rzuciłam na tylnie siedzenie.
- Chcę być sama-szepnęłam do siebie.
Zatrzymałam się i rozejrzałam. Poznałam to miejsce. To tu po raz pierwszy złapaliśmy się za ręce. To tu widziałam ją poprostu szczęśliwą. Wszystko miało być idealne.
- Trzeba było zostać w Polsce. Może niewiele by to zmieniło, ale nie byłoby dzisiejszego dnia.
Siadłam na drodze. Byłam obecna tylko ciałem. Mój duch szybował w nieznanym czasie i przestrzeni. Usłyszałam wycie wilka. Spojrzałam w niebo i zobaczyłam księżyc w pełni. Wsiadłam do samochodu i nie odczuwając zupełnie żadnych emocji zdecydowałam- nie wracam do domu. Całą noc patrzyłam na księżyc i pierwszy raz od dłuższego czasu nie wiedziałam, co może się stać.
* U Moritza *
Jechałem do domu z treningu. Myślałem, że czeka na mnie mój ósmy cud świata. Zadzwonił telefon. Nie patrząc na numer, odebrałem.
- Halo.
- Dzień dobry. Dzwonię ze szpitala w Dortmundzie. Westfallenkrankenhaus. Pani Marta Gałkowska miała wypadek.
- CO? GDZIE ? JAK ?
- Proszę przyjechać, wszystko panu wyjaśnimy.
Odłożyłem telefon i depnąłem na gaz. Byłem w pobliżu szpitala. Stojąc w windzie napisałem SMS'a.
" Marta miała wypadek. Jest w Westfallenie. "
Już nie patrzyłem, gdzie wysyłam i intuicyjnie wysłałem do wszystkich. Gdy drzwi windy się otworzyły, wybiegłem wrzeszcząc, gdzie jest moja Marta. Pielęgniarka kazała mi się uspokoić i powiedziała, że dziewczyna leży w sali obok. Już miałem tam pędzić, gdy zostałem zatrzymany.
- Panie Leitner. Ona leży w śpiączce. Nie wiemy, kiedy się wybudzi. Pani Olszewska, która była wtedy z nią, przywróciła akcję serca, mimo to mogły
* U Moritza *
Jechałem do domu z treningu. Myślałem, że czeka na mnie mój ósmy cud świata. Zadzwonił telefon. Nie patrząc na numer, odebrałem.
- Halo.
- Dzień dobry. Dzwonię ze szpitala w Dortmundzie. Westfallenkrankenhaus. Pani Marta Gałkowska miała wypadek.
- CO? GDZIE ? JAK ?
- Proszę przyjechać, wszystko panu wyjaśnimy.
Odłożyłem telefon i depnąłem na gaz. Byłem w pobliżu szpitala. Stojąc w windzie napisałem SMS'a.
" Marta miała wypadek. Jest w Westfallenie. "
Już nie patrzyłem, gdzie wysyłam i intuicyjnie wysłałem do wszystkich. Gdy drzwi windy się otworzyły, wybiegłem wrzeszcząc, gdzie jest moja Marta. Pielęgniarka kazała mi się uspokoić i powiedziała, że dziewczyna leży w sali obok. Już miałem tam pędzić, gdy zostałem zatrzymany.
- Panie Leitner. Ona leży w śpiączce. Nie wiemy, kiedy się wybudzi. Pani Olszewska, która była wtedy z nią, przywróciła akcję serca, mimo to mogły nastąpić zmiany w mózgu. Zanim się wybudzi może minąć parę dni, ale też tygodni.
- CO ? Co mogę zrobić? - płakałem i nie wierzył w to, co właśnie usłyszał.
- Nic pan nie może zrobić. Trzeba czekać.
Nie chciałem jej dłużej słuchać. Wyrwałem się i pobiegłem do sali, gdzie leżała moja księżniczka. Była blada, pokiereszowana i obłożona bandażami i tym podobnym. Wszędzie były jakieś rurki i kabelki. Wyglądała przerażająco. - Jak ja mogłem ją zostawić ? Mogłem nie pojechać na trening. Nic by się wtedy nie stało. A teraz leży bezbronna, bez cienia życia.
Płacząc siadłem obok. Delikatnie złapałem ją za rękę. Była koścista, blada i zimna. Uścisnąłem ją mocno i pocałowałem. Zadzwonił telefon. Chciałem nie odbierać, ale on nie dał za wygraną.
- Halo ! - dzwonił Marco. W tyle słyszałem Mario.
- Leitner, co ty pierdolisz ? Gdzie Marta?
- Ona.. Ona..
- CO ONA ?
- Miała wypadek. Leży w śpiączce.
- O KURWA !! ALE JAK TO ? Nie ruszaj się, jedziemy. Poinformuję jeszcze Kubę. Wiedzą rodzice Marty ?
- Tak. Dzwonili do nich. Jadą tu. Marco, jak ja mogłem ją zostawić...
- Moritz nie martw się, to nie twoja wina. Już jedziemy. Jest tam Anita ?
- Nie. Ale była z nią w czasie wypadku. Ratowała ją. Podobno serce Marcie stanęło, ale Anita ją uratowała.
- TO GDZIE ONA JEST ?
- Nie wiem. Nie ma jej tu.
- Fuck, telefonu nie odbiera. Dobra jedziemy.
Usiadłem z powrotem koło śpiącej królewny. Była taka biedna. Nie było w niej tej radości życia, jaką zawsze tryskała. Była tylko powłoka. Nie czułem jej mentalnej obecności. Siedziałem tak chwilę i wpatrywałem się w jej blade usta. Po jakimś czasie do sali wpadli Marco i Mario.
Zamurowało ich. Chyba nie spodziewali się, że jest aż tak źle. Stali chwilę w wejściu zanim odważyli się podejść. Siedli obok niej. Ich twarze wyrażaly ból. Dużo bólu. Nikt z nas nie wiedział, co będzie dalej.
Zaraz potem wpadli Kuba i Łukasz. Błaszczu rzucił się do łóżka, łapiąc twarz dziewczyny. Przez czas, w którym oczekiwali na wyniki DNA spędzali ze sobą mnóstwo czasu. Byli jak rodzeństwo. Płacząc, gładził dłonią po jej pozdzieranym policzku. Delikatnie poprawił jej włosy i pocałował w czoło. Łukasz stał i podpierał ścianę, patrząc na wskaźniki aparatury, starając się wymóc na niej, by przywróciła Martę do żywych, lecz teraz nic nie mogło nam pomóc. Od tej pory wszystko zależało od Marty. Siedzieliśmy całą noc przy niej. Nikt nie ruszył się na krok, mając nadzieję, że coś się stanie. Marco nie dość, że bał się o Martę, to jeszcze o Anitę. Nie mógł się do niej dodzwonić. Dziwił się, że nie ma jej tu i nie zajmuje się Martą. Napewno umiałaby jakoś pomóc. Też miałem do niej o to żal, bo jako lekarz mogłaby cokolwiek poradzić. Nawet wytłumaczyć, czy te wszystkie cyfry na aparaturze są właściwe. Cokolwiek. Koło 4 w nocy przyjechali rodzice Marty. Przedstawiliśmy się im i wyszliśmy z sali. Siedliśmy w holu, nadaj nie wierząc w to co się dzieję. W pewnym momencie wyszedł tata Marty i gestem ręki zawołał Kubę. Porozmawiali chwilę. Gdy Kuba wrócił, chcieliśmy wiedzieć o co chodziło.
- Chciał się dopytać co i jak. Co Marta w ostatnim czasie robiła i o co chodziło z tym wypadkiem.
- A dlaczego ty ?
- Zapomniałeś ? Jesteśmy rodziną.
- Wiedzą ?
- Tak. Marta się im chwaliła.
- Pytali o mnie ?
- Pytali jedynie czy jesteś wystarczająco dobry dla niej.
Na to już nie odpowiedziałem. Kuba usiadł na swoim starym miejscu i napisał do Agaty. Bardzo się martwiła, ale nie mogła przyjechać z dzieckiem. Co trochę dzwonił któryś z telefonów. Zła wiadomość roznosiła się błyskawicznie. Każdy chciał wiedzieć jak u niej. Chciałem jak najszybciej do niej wrócić. Każda sekunda, w której nie trzymałem jej za rękę była niepewna.
____________________________________________________
A więc jest i 35 :) bardzo przepraszam że nie dodałam wczoraj ale mam strasznie urwanie głowy :) od przyszłego tygodnia może będę miała więcej czasu :) to może będę dodawać wcześniej ale nic nie obiecuję ;) dziękuję, pozdrawiam i całuję mocno moich czytelników i jeszcze raz dziękuję za wsparcie :*

czwartek, 11 kwietnia 2013

Rozdział 34

~ parę dni później ~
Dziś były urodziny Anity. Zorganizowałam wielką imprezę u nas w domu. Nie czułam się dobrze, ale nie użalałam się nad sobą. Były to jej pierwsze urodziny w Niemczech. Chciałam, by Anita spędziła cudowny dzień w gronie przyjaciół. W międzyczasie okazało się, że jestem spokrewniona z Kubą. Pasowało nam to, nawet bardzo. Fajnie żyć ze świadomością, że masz na miejscu kogoś bliskiego. Zbliżyło mnie to do nich.
Była już 18.45, a przyjęcie zaczynało się o 19. Wyrobiłam się wcześniej, więc siedziałam na kanapie i czekałam na dzwonek. Byłam ubrana w sukienkę na specjalne życzenie Anity. Równo o 19 zadzwonił dzwonek. Otworzyłam drzwi. Weszli wszyscy goście razem z Anitą i Marco. Mieszkali już razem. Anita przeprowadziła się dosyć szybko, bo część rzeczy i tak już miała u chłopaka. Mimo to bywała u mnie częściej, niż jak tu mieszkała. Na początku było standardowo składanie życzeń. Zeszło z tym trochę, bo była cała drużyna i parę znajomych spoza pracy.
Wszyscy siedzieli i żartowali.
- Mazik, trzeba rozruszać towarzystwo.-powiedziałam Anita, włączyła głośniej muzykę.
- Może zaczniemy od tego...-zaproponowałam włączając Weekend-Ona tańczy dla mnie. Nikt oprócz nas i trójcy nie znał tej piosenki. Wskoczyłyśmy na stół i zaczęłyśmy tańczyć. Potem przyszła pora na prezenty. Na początku te mniejsze, które poprzynosili znajomi. Ja w tym czasie wyszłam z domu i wyjechałam jej nowym prezentem. Goście słysząc cichutkie mruczenie wyszli przed dom. Ze zdziwieniem ujrzeli piękne maserati.
- To dla mnie ? - Anita piszczała, skakała i płakała. Zawołałam ją gestem ręki do siebie. Otworzyłam drzwi od kierowcy i kazałam wsiąść.
- Od Marco, Mario, Moritza i mnie.
- Kocham was.-podleciała do mnie i ucałowała -Ten jeden raz zaryzykuję.-powiedziała i to samo zrobiła z Mo.-Dziękuję ci misiu.-przytuliła Marco.
Jeszcze chwilę oglądaliśmy samochód i wróciliśmy do domu. Wszyscy tańczyli na stołach, kanapie i innych rzeczach. Dobrze, że nie miałam sąsiadów, gdyż było bardzo głośno. Wszyscy się wybawili, a dom był, o dziwo, w dobrym stanie. Gdy impreza się skończyła, każdy pojechał do siebie. U mnie został tylko Moritz. Nadal nie czułam się dobrze. Cały czas wymiotowałam. Mdliło mnie i miałam zawroty głowy. Położyłam się szybko spać, by nie musieć dalej cierpieć i bratać się z muszlą.
Rano obudziła mnie kolejna fala mdłości. Moritz zadzwonił do pracy, że nie przyjadę, ale on musiał.
- Pojadę i zaraz po treningu tu wrócę. Jak coś będzie nie tak, to dzwoń. A teraz pogadam z Anitą, niech cię zbada.
- Hej Anitka. Moja ukochana choruję. Przebadasz ją ?
- Tak pewnie Mo. Już jadę.
Mo wyszedł, a zaraz a nim weszła Anita.
- Co ci mała ?
- Nie wiem. Czuję się, jakby mnie coś wypluło.
- Ciąża.
- Nie.
- To wirus. Panuje ich teraz parę. Musisz odpoczywać. Zaraz zrobię ci napój. Ostrzegam, że okropny w smaku.
Anita zeszła na dół i wróciła po 20 min.
- Boże straszne.
- Wiem, ale będzie ci lepiej...zaraz po tym.- powiedziała, gdy biegłam w stronę łazienki.
Rzeczywiście już mnie tak nie męczyło.
- Znowu żyję.
- Właśnie widzę. Aż ci się policzki zaróżowiły. Choć przewietrzysz się trochę. Ubieraj się i idziemy do parku pospacerować.
- Nie.-wiedziała, kiedy nie warto ze mną dyskutować.
- No to może sprawdzimy, który samochód jest lepszy... Twoje wyścigowe Audi R8 czy moje nowe Maserati ?
- A temu nie odmówię.
- No to ubieraj się.
Poszłam do łazienki i założyłam ubrania. W 5 minut byłam gotowa. Udałam się do garażu i wyjechałam moim pięknym autem.
- To gdzie się przejedziemy ?
- O tej porze jest A4 w miarę pusta.
- No to na A4. Chodź.
Wsiadłam do samochodu i pojechałyśmy się na autostradę. Jechałyśmy koło siebie. Na palcach odliczałam 3,2,1. I wcisnęłam gaz. Przestrzeń za mną uciekała w ogromnym tempie, zlewając się w jeden, wielki, rozmazany obraz. Skoncentrowałam się na zegarze, którego wskazówka pomału zamykała licznik. Czując flow zawróciło mi się w głowie. Zamknęłam bezwiednie oczy, próbując dojść do siebie. Dla mnie minęła sekunda, jednak tak naprawdę ujechałam ok 200m. Nagle przede mną, zupełnie niespodziewanie ukazał się zjazd. Samochód wpadł na banę koziołkując parę razy. Poczułam zimną falę zalewającą moją głowę. Nie czułam nic. Byłam zawieszona w pustej bezkształtnej przestrzeni, gdzie otaczała mnie nicość. Pustka. Więc tak chyba wygląda śmierć.

________________________________________________________
Pozdrawiam moje małpeczki i jeśli chcecie foty aut albo domu Marco to proszę mówić. :)
P.S. BVB W PÓŁFINALE LM !! <3

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Rozdział 33

Kuba czekał już w samochodzie. Energicznie siadłam ma siedzeniu obok.
- Coś się stało ?
- Kontynuacja z Mario.
- Co zrobił ?
- W sumie nic. Przyszedł do mnie, przeprosił i poprosił, żebym zapomniała. Na koniec powiedział, że mnie kocha. A ja nic. Odpowiedziałam płaczem. Nie mogłam niczego siebie wydusić.
- Dajesz jeszcze radę ?
- Jeszcze tak, ale chyba już niedługo.
- Hej. Masz mnie. I zawsze możesz na mnie liczyć. Anita i Marco też są do twojej dyspozycji.
- Wiem Kubuś. Dziękuję.
- A teraz zapomnij na chwilę. Jedziemy sprawdzić, czy mogę cię nazywać rodziną. - złapał mnie za rękę i mocno uścisą. Uśmiechnęłam się w jego stronę. - A co chciałaś mi wcześniej powiedzieć ?
- Rozmawiałam z mamą.
- I co ?
- Powiedziała, że była kiedyś taka rodzina... kontakt się urwał.
- A więc to możliwe.
- Tak.
- Dlatego musimy się dowiedzieć.
Pojechaliśmy do pobliskiego szpitala. Kuba miał tam znajomego lekarza. Pobrał od nas próbki.
- Wyniki będą za jakieś 2 - 3 tygodnie.
- Nie można tego przyśpieszyć ? Bardzo nam zależy.
- Jak dla was.. No dobrze. Zadzwonię, jak będę coś wiedział, ale niczego nie obiecuję.
- Dziękujemy.
Wyszliśmy ze szpitala. Czułam ulgę. Teraz nie było odwrotu.
- To jedziemy na obiad.
Pojechaliśmy do domu Błaszczykowskich. Gdy weszłam pachniało przyprawami i ziołami.
- Cześć kochanie. - Kuba podszedł do Agaty i pocałował ją w policzek. Wydało mi się to urocze. Wierni i kochający się rodzice małej Oliwki, która spokojnie spała w swoim łóżeczku. Tak wyobrażałam sobie swoją przyszłość. Nie wiedziałam jedynie, kto będzie moim ostatecznym wybrankiem.
- Hej Agusia.
- I jak ? Dowiedzieliście się czegoś ?
- Nie. Lekarz się odezwie, jak będą wyniki.
- To dobrze. A teraz idźcie umyć ręce i podaję obiad.
Poszłam do łazienki dla gości i energicznie umyłam dłonie. Wychodząc zajrzałam do pokoju Oliwki. Tak słodko spała. Cichutko zamknęłam drzwi i poszłam do jadalni. Siadłam za stołem.
- Jak się czujesz Marta ?
- Nie no, dobrze.
- To się cieszę. Dobra. Podaję.
Zjedliśmy pyszny obiad, a potem chwilę porozmawialiśmy. Gdy Oliwka się obudziła, pobiegłam do jej pokoiku, wzięłam na ręce i zabrałam ją do nas. Pobawiłam się z nią trochę, ale zaraz musiałam uciekać.
- Odwieźć cię ?
- Nie, no coś ty. Pojadę taksówką. Mam jeszcze parę spraw.
- Jak chcesz. Ale wolałbym cię odwieźć.
- Nie, nie. Pobaw się z córeczką. - puściłam oczko do małej. Ubrałam buty i wyskoczyłam z domu. Było dość ciepło Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do mojego chłopaka.
- Hej kochanie.
- Hej piękna.
- Co dziś robimy ?
- A nie wiem. Nie mam planów. Gdzie jesteś ?
- Właśnie wyszłam od Błaszczykowskich.
- Odebrać cię ?
- Z chęcią.
- To czekaj tam na mnie. Będę za 5 minut.
- Ookej.
Siadłam na schodku i klikałam w telefonie. Sprawdziłam pocztę i odpisałam na parę SMS-ów od piłkarzy. Moritz szybko przyjechał. Wsiadłam.
- Hej królewno. Gdzie jedziemy ?
- Nie wiem. Może do mnie po rzeczy, a noc u ciebie ?
- Hm. Bardzo dobry pomysł. Mam kilka fajnych filmów.
- Porobimy coś. - zamruczałam. Chciałam, by zrozumiał o co mi chodzi.
Pojechaliśmy do mnie. Zabrałam parę manatków i pojechaliśmy do Mo. Wieczór spędziliśmy spokojnie. Trochę komedii i horrorów. Potem przenieśliśmy się do sypialni i oddaliśmy się przyjemności...
~2 dni później~
* U Anity *
- Czopie wstajemy!!!- krzyczałam wchodząc do pokoju Marty i rzucając się na łóżko.
- Misiu jeszcze chwilkę.
Bardzo rzadko zdarzało się, żebyśmy razem były w domu. Brakowało mi wspólnie spędzonego czasu, ale każda z nas miała swoje życie. Moje było poukładane, systematyczne, ze wspaniałym chłopakiem u boku. Żeby nie było nudno, udawało nam się raz na jakiś czas zrobić wypad do klubu. Marta nie miała takiego szczęścia. Na przeszkodzie stał jej wewnętrzny dylemat. Mogła mieć każdego. Liczyła na księcia z bajki, a dostała w pakiecie dwóch. Super, czego chcieć więcej-można pomyśleć, ale tylko w sytuacji, gdy chcesz się zabawić. Na dłuższą metę, to tak nie działa. Teoretycznie jest zdecydowana - Mo. Ale jej wspomnienia i fakt, że Mario też ją kocha sprawiają, że nie ufa sercu. Przy jednym rycerzu nie byłoby tego problemu. Zastanawiałam się od czego zalezy to, że ja mam spokojniejsze, bardziej bezproblemowe życie...
- Dobra, już ogarniam.- powiedziała Marta, przytulając się do mnie.
- Dzisiaj jest nasz dzień wolny i nie oddam cię chłopakom. Jedziemy na zakupy!!! A potem się zobaczy.
Dopiero wieczorem byłyśmy z powrotem w domu. Marta przez całą drogę siedziała jak na szpilkach. Wogóle ostatnio dziwnie się zachowywała, ale po telefonie jaki dzisiaj dostała, przechodziła samą siebie.
- Coś ty ćpała?-spytałam.
- Oj ciiicho...hihihi...
Nie zgłębiam tematu, jak będzie chciała to powie.-pomyślałam.
Weszłyśmy na domu. W przedpokoju stało wielkie pudło z kokardą.
- Ja nic nie wiem.- wiedziała. Wiem, kiedy Marta kłamie.
Na pudełku była karteczka "dla Anity zajrzyj do środka"
Otworzyłam pudełko, w którym było kolejne i kolejne...razem z 15. W najmniejszym kolejna karteczka "twój pokój" .Zerknęłam na Martę. Pełen zaciesz na twarzy. Poszłam na górę, a ona za mną. W pokoju było kolejne pudło. Wszystkie czynności powtórzyłam od początku, tyle że w ostatnim pudełku było coś ciężkiego. Klucze.
- Anito, czy zamieszkasz ze mną. - usłyszałam za plecami.
- Głupi.-odpowiedziałam i rzuciłam się chłopakowi na szyję. Marta zrobiłam nam zdjęcie.
- To teraz idziemy uczcić wyfrunięcie mojej niutki z gniazda.
Zeszliśmy na dół, gdzie czekał już Mo.
- Wiedzieliście?
- My? Nieee...-znowu kłamali.
- I tak was kocham.-powiedziałam.
Resztę wieczoru spędziliśmy na kanapie z drinkiem w ręku, śmiejąc się i żartując.

_________________________________________________
Siemka :) No i ja również już wróciłam do szkoły.. Zaczęłam dennie bo od 2 z łaciny ale to nic.. Ja nienawidzę łaciny, ona mnie, więc jesteśmy kwita. Mam nadzieję że nadal czytacie i się podoba. Pozdrawiam wszystkich i szczególnie moją kochaną siostrzyczkę, która mnie inspiruję.
P.S. Jutro BVB zmierzy się z Malagą. Kadrowicze Malagi CF już od niedzieli trenują na naszej ziemi. Miejmy nadzieję że wygramy :) w co nie wątpię. :)
Resovia Rzeszów pokonała Zaksę z czego jestem bardzo dumna :) Zapraszam <3

sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział 32

Siedzieliśmy całą noc w kuchni, wspominając i rozmawiając. Opowiadaliśmy o naszych rodzinach, dzieciństwie, śmiesznych wydarzeniach i młodzieńczych zawodach. To było niesamowite spotkanie. Nie czułam się już po nim taka zestresowana i zabiegana.
Trening był dopiero o 11, więc położyliśmy się jeszcze spać. Oczywiście wszyscy w salonie. Nasza sofa była olbrzymia, dlatego wszyscy bez problemu pomieściliśmy się.
Rano wstałam jako pierwsza. Przeskoczyłam przez wszystkich i pobiegłam do łazienki. Ogarnęłam się szybko i ubrałam. Dzisiaj znów było upalnie. Pasowało mi to. Lubiłam zimę, ale tylko przez pewien okres. W kuchni przygotowałam śniadanie i pozmywałam po wczorajszej kolacji. Zaparzyłam kawę i obudziłam towarzystwo, kładąc się na nich. No dobra-rzucając.
- Nie śpimy kochani.
- Cicho jeszcze 5 minut.
- No ja nie wiem czy chcecie jeszcze 5 minut.
- A tak. Chcemy.
- Okej. To idę po wiadro i wodę.
Wszyscy od razu się ocknęli. Udałam się do kuchni, nakryłam do stołu i zawołałam przyjaciół.
- Chodźcie.
- A co masz dobrego ?
- Wszystko. . .
- O to dobrze. Mam ochotę na wszystko.
Grzecznie zjedli śniadanie i udali się do łazienek. Nie mogłam się doczekać pierwszego dnia w pracy po urlopie. Kochałam swoje zajęcie.
Zadzwonił telefon. To była Pola.
- Halo !
- Siemka.
- A hej. Co tam ?
- Nic. Właśnie przyjechałam do Warszawy. Miałam nadzieję, że cie jeszcze spotkam, ale myliłam się.
- A no przyleciałam wczoraj do Niemiec. Ale jeśli chcesz, przyjedź do nas. Fajnie będzie.
- Ja ? Do Niemiec ? Niee.. - Pola nie lubiła wszystkiego, co miało jakikolwiek związek z niemieckim.
- Tak ty. Będzie fajnie. Pójdziemy na zakupy, pokaże ci parę fajnych miejsc.
- No nie wiem. Zastanowię się. Masz pozdrowienia od moich rodziców.
- A dziękuję i nawzajem. Powiedz, że tęsknie. - zawsze uwielbiałam rodziców Poli. Byli mi bliscy. Tak samo jak moi dla niej. Byłyśmy jak bliźniaczki.
- Powiem im, potem jak zadzwonię. Gdzie kluczyki od Mercedesa ?
- Leżą tam gdzie powinny leżeć. W koszyczku.
- A no dobrze. Nie zarysowałaś mojego cudeńka ?
- Nie. Nic ci z nim nie zrobiłam.
- Grzeczna galiczka. Dobra kończę, bo jestem umówiona z koleżankami na mieście. Papaty.
- No pa.
Miałam nadzieję, że Pola przyjedzie. Gdy ostatnio się widziałyśmy, nie miałyśmy zbyt wiele czasu dla siebie. Wiedziałam, że się zgodzi. Ona zawsze się tak droczyła. A wiedziałam to dlatego, że kochała zakupy, modę i zagraniczne sklepy. Jak to fashionistki. Byłam pewna, że szybko się zdecyduję.
- Chodźcie. Jedziemy do pracy.
- Przydałby mi się urlop. Już nie mogę biegać.
- Ah Marco. Nie marudź. Było zostać bankierem, a nie piłkarzem.
- High five grzybie.-powiedziała uśmiechnięta Anita.
- Bardzo śmieszne. Dobra chodźcie.
Wsiedliśmy do swoich samochodów i pojechaliśmy do SIGNAL IDUNA PARK.
Przy wejściu na stadion stał Kuba z Agą i Oliwką. Wysiadłam i podeszłam do nich.
- Co tam rodzinko Błaszczykowskich ?
- Nic. Marta chcieliśmy porozmawiać.
- Tak ? Chodźcie do gabinetu. - byłam zaniepokojona tym, co chcieli mi powiedzieć. Nie byłam pewna czy będzie to coś dobrego, czy raczej złego.. Otworzyłam drzwi. Siadłam w fotelu i wskazałam na sofę. Goście usiedli.
- Przeglądaliśmy wczoraj nasze zdjęcia. Te od babci.
- I co ?
- Znaleźliśmy to. - Agata pokazała mi zdjęcie. Byłam na nim JA. Ale co ja tam robiłam. Wiem, że to byłam ja, bo prawie wogóle się nie zmieniłam. Poza tym poznałam ubranie i ten sam, od tylu lat wyraz twarzy.
- O matko. Co ja tam robię ?
- Nie wiemy. Ale coś musicie mieć wspólnego. Zróbcie ten test DNA.
- Dobrze. Nie ma problemu. Nic nie rozumiem. Jak to możliwe.
- Może po prostu jacyś dalecy krewni. Nigdy nie wiadomo jak to było z przodkami.
- Nie mam pojęcia. Nikt mi nigdy nic nie opowiadał.
- Mi też nie, ale to może jakiś grząski temat.
- Nie mam pojęcia.
- Dzisiaj jeśli chcesz, możemy zaraz po pracy pojechać do szpitala na badanie. A potem zabiorę cię do nas na obiad.
- Nie chce wam zawracać głowy.
- Ale co ty opowiadasz ? Dla nas to przyjemność. Oliwka cię uwielbia, tak samo jak my.
- No dobrze. To po pracy.
- Okej. To ja lecę gotować, a Kubuś na trening.
- Okej.
Wyszli z gabinetu. Nie wiedziałam co się dzieję. Co ja robiłam na tym zdjęciu? Czy rodzina coś przede mną ukrywała ? A może to zbieg okoliczności ? Niee. Nigdy w takie coś nie wierzyłam. Czegoś takiego jak zbieg okoliczności nie było. Wyjęłam telefon i wykręciłam numer do mamy.
- Hej mamuś. Masz chwilkę ?
- Cześć kochanie. Tak. Co tam ?
- Wiesz chciałam się zapytać, czy mamy jakąś rodzinę, z którą urwaliśmy kontakt ?
- Nie wiem.. Nie jestem pewna. - jej głos był niepewny.
- Mamo ! Ty coś wiesz.
- No dobrze, już dobrze. Był kiedyś taki wujek. Nie wiem czy o to ci chodzi, ale kontakt rodzinny się urwał. Popełnił straszną zbrodnię. Rodzina się od niego odwróciła.
- Aha. Dobra. Resztę wiem. Dzięki.
Rozłączyłam się. Wiedziałam o kogo i o co chodziło. Wszystko było pewne. Więc najprawdopodobniej byłam spokrewniona z Kubą. Teraz trzeba nam było tego na papierze. Wyrwałam się z zamyślenia i zeszłam na dół do zawodników. Trener nakazał mi się przebrać, gdyż miałam dzisiaj znów trenować z drużyną. Dobrze na nich działałam. A poza tym, poprawiałam moją formę. Pobiegłam do szatni i szybko wróciłam. Złapałam Kubę za rękę i wyszeptałam :
- Wszystko wiem. Opowiem ci potem.
Rozgrzałam się i zaczęłam grać w piłkę. Potknęłam się parę razy, zdzierając sobie kolana. Byłam strasznie niezdarna tego dnia. Chłopaki mieli niezły ubaw. Ale to ja miałam lepszy zespół i wygraliśmy. Pod koniec treningu była zbiórka u trenera.
- A więc. Już za parę dni mecz z Stuttgartem. Wiecie, że musicie wygrać ?
- Tak trenerze. Wiemy. - odpowiedzieli chórem. Ja stałam i się im przyglądałam.
- Dlatego chciałbym cię Marto poprosić, byś w czasie meczy była moją asystentką. Świetnie na nich działasz. Słuchają cię. Motywujesz ich. Przydasz mi się u boku.
- Bardzo chętnie. Miło mi się pracuję z chłopakami i mam nadzieję, że będę mogła pomóc.
- Będziesz, będziesz. Bardzo się cieszę. Gońcie się przebrać. Widzimy się jutro znów o 11.
Pomalutku podreptałam do szatni. Już miałam wchodzić, gdy zatrzymał mnie Mario.
- Hej kochana. Możemy porozmawiać ?
- Tak. Chodź. - zaciągnęłam go do szatni. Zamknęłam za nami drzwi.
- Marta tęskniłem.
- Ja też Mario. - przytuliłam go.
- Możemy zapomnieć o zajściu w klubie ?
- Staram się.
- Wiem, że cię to bolało. Bardzo cię przepraszam. Mówiłem, że nigdy cię nie zranię...
- Wiem, że byłeś pijany..
- To mnie nie tłumaczy. Nie powinienem.
- Ale właśnie w tym rzecz Mario. Powinieneś. Przecież nie jesteś mi nic winny. Nie jesteśmy razem. Możesz bzykać, całować i kto wie co robić, z kim tylko chcesz. A mnie to nie powinno obchodzić.
- Ale obchodzi. Tak samo mnie obchodzi, jak widzę ciebie z Mo lub kimś innym. Po prostu tak jest i koniec. - rozpłakałam się i przytuliłam do przyjaciela. Siedliśmy przy ścianie. Ja w jego objęciach, wtulona w jego ciało płacząc. - Kocham cię i tyle. - przytulił mnie mocniej. Pocałował, jak zawsze w czubek głowy. Siedzieliśmy jeszcze 15 minut, ale nie miałam więcej czasu. Szybko się przebrałam i pobiegłam do Kuby, który na mnie czekał.

________________________________________________
Huhuhu.. No to teraz zacznie się dziać :) Jak zawszę dziękuję czytelnikom i zapraszam na dalszy ciąg opowiadania. :)