piątek, 22 marca 2013

Rozdział 23

Za oknem zobaczyłam pełno samochodów. Wszystkie były drogie. Przyjrzałam się i zauważyłam, że siedzą w nich piłkarze Burussi z rodzinami. CO ONI TU ROBIĄ ? CO ONI PLANUJĄ ?
Pobiegłam do łazienki, gdzie Moritz brał prysznic.
- Mo co wy planujecie.
- Nic. Zobaczysz.
- Mo, ja już zobaczyłam. Cała Borussia jest pod naszym oknem.
- Nosz.. Mówiłem im, żeby się nie śpieszyli.
- To powiesz mi ?
- Nie. - patrzyłam na niego zła. Uśmiechnął się do mnie szeroko. Był nagi. Bardzo mi się ten widok podobał. Siedziałam z jabłkiem w ręku naprzeciwko prysznica. Przyglądałam mu się.
- Co się tak przyglądasz kochanie ?
- Dawno cię tak nie widziałam. - uśmiechnęłam się.
Moritz skończył brać prysznic, ubrał się i wyszedł z łazienki. Oczywiście przed tym zaczęliśmy się całować. Wyszliśmy z domu. Śmiałam się bez końca. Wsiadłam do samochodu i pojechaliśmy.
Jechaliśmy przez polne drogi i góry. Dojechaliśmy do wielkiej łąki. Wszyscy zaparkowali samochody. Szybko zaczęli wysiadać i rozkładać koce. Czyli przyjechaliśmy spędzić piknikowy dzień na łące. Cudowne.
Podeszłam do Leitnera i uwiesiłam mu się na szyi.
- Dziękuję.
- Za co kochanie.
- Że mnie tu zabrałeś. - pocałowałam go i udałam się do reszty. Byli wszyscy. Bez wyjątków. Podbiegłam do Mario i jemu również uwiesiłam się na szyi.
- O jaka ciężka.
- Cicho.
- Żartuję. Jak ci się podoba ?
- Bardzo. - pocałowałam go w czubek nosa i już leciałam gdzieś indziej. Podeszłam do Kuby.
- Co tam Kubulku ? - zapytałam po polsku.
- Nic, a tam Martuś ?
- Nic. Wszystko suuuper.
- Cieszę się. - podeszli Łukasz, Agata i Ewa.
- Ewa mówię ci, oni muszą być rodziną. Zobacz. Te same wyrazy twarzy. Zobacz ! Marta ma dwa pieprzyki na kostce, które wyglądają jak guziki. Kuba też takie ma !
- O czym wy mówicie . . . ? - spytałam bardzo zdezorientowana.
- Zobacz ! - Aga podciągnęła nogę Kuby i pokazała mi pieprzyki. - Widzisz ?
- Tak, ale. . .
- Nie wiem Marta, o co jej chodzi. Ubzdurała sobie, że widziała cię na zdjęciach u mojej babci.
- Kuba ! Nie ubzdurałam sobie. Spójż. Nawet tak samo stoicie w tej chwili. - zerknęłam na Kubę. Stał identycznie jak ja. Cały ciężar trzymał na jednej nodze, drugą miał skuloną. Ręce założone. Wyglądałam tak samo.
- Nie wiem. Nie rozumiem. Ale dziwne. - zaczęłam się śmiać.
- Strasznie. Ale mniejsza z tym. Chodźcie do reszty.
Podeszliśmy do pozostałej części drużyny. Siadłam koło Anity. Delikatnie się o nią oparłam.
- O matko jaki grzyb. Nie ma siły nawet siedzieć.
- Cicho. Nie marudź. Co tam ?
- Świetnie jak zawsze, a tam ?
- Spoko. Spoko.
- A no to dobrze.
- A no dobrze dobrze.
Opierałam się o nią i rozkoszowałam się słońcem. Tak pięknie prażyło. Rozmawiałyśmy o wszystkich pierdołach, jakie przyszły nam do głowy, oczywiście po polsku. Lecz długo nie mogłam tego robić. Dzieci naszych piłkarzy chciały się bawić. A że dzieci mnie kochały, byłam pierwszą osobą do której podeszły. Pociągnęłam Anitę za rękę i odeszłyśmy z dzieciakami od dorosłych. W samochodzie znalazłam piłki, rakietki i tym podobne. Świetnie bawiłam się z dziećmi. Najpierw w ganianego, potem w chowanego, a na koniec kopaliśmy piłkę. Padłam zmęczona na koc obok Matsa i Marcela.
- Ło matko jak się zmęczyła. Jakbym maraton przebiegła. Śmiejesz się ? To teraz twoja kolej.
- Nie śmieję, nie śmieję. Szacun mała.
- No i tak ma być. Hahahaha. - zaczęliśmy się śmiać. - A ty co się śmiejesz. Chcesz, aby ci dzieci dokopały ?
- Nie no, coś ty Martuś. Nie śmieję się z ciebie.
- No to masz szczęście. - zaśmiałam się. Miałam świetny humor. Nie chciałam, aby ten dzień się kończył. Ale pomału słońce zachodziło. Zaczęliśmy się zbierać.
- Idziemy gdzieś na miasto ? - zaproponował Reus.
- Marco ma mnie już po prostu dosyć.- powiedziała Anita.
- O matko. Skąd wy macie tą energie ?
- Trzeba ci wyrobić formę.
- Wiesz Reusik. My mamy dzieci. . .
- Ale to nie problem. Możemy je podrzucić do mojej mamy. Świetnie się tam będą bawić.
- No właśnie. Weźcie ludzie. Jutro dopiero na 11. Bawmy się. - wtrącił się Mario.
- Masz ochotę ? - zapytał mnie Moritz.
- No niech będzie. Nie codziennie mamy okazję się wszyscy spotkać.
- No to widzicie. Jedziemy do domów przebrać się i spotykamy się u. . .
- U Marty. Jak zawsze. - zaśmiał się bardzo głośno Hummels.
- No dobrze niech będzie. To weźcie rzeczy i przenocujecie u nas. A rano pojedziemy na trening. Dziewczyny odbiorą dzieci od mamy Marco.
- No dobrze. Niech tak będzie. To jedziemy.
Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do domu. Wstąpiliśmy do Moritza, by się przebrał. Szybko pojechaliśmy do nas. W domu była już Anita i Marco.
- O jak dawno was tu nie widziałam. Anita, przeprowadziłaś się ?
- Bardzo śmieszne. Normalnie się uśmiałam.
- Tak ? To dobrze.
- Grzybie, bo się naprawdę wyprowadzę.
Pobiegłyśmy na górę się przebrać. Ubrałam się jak zawsze na lajcie.
- Piękna moja.
- A no dziękuję.
- A no proszę.
Przyjechali wszyscy. Zapakowaliśmy się do samochodów. Było parę osób, które powiedziały, że nie piją. Byłam jedną z nich. Byłam jedną z nich. Marco, Moritz i Anita również.
Gdybym wtedy wiedziała co tam zobaczę. . .
Dojechaliśmy do ulubionego klubu. Jako, że byliśmy Borussia weszliśmy od razu. Siadłam przy barze. Barmana znałam już dosyć dobrze.
- Siema Patrick.
- O siema. Borussia się bawi ?
- A no bawi. . . Mają jutro na 11, więc szaleję.
- Ahaha. Co mam podać.
- No mi to sok. Jestem kierowcą. Ale chciałam cie poprosić, żebyś ich trochę pilnował. Jutro jest trening, a potem mecz.. Niech się nie schleją.
- Pewnie Marta, nie ma problemu. A jaki sok ?
- Hm.. Może pomarańczowy ?
- Jak sobie życzysz. - nalał soku. - Proszę.
- Dzięki Patrick. Jesteś wielki.
- Nie ma sprawy Marta. Serio.
- Ok. Dzięki jeszcze raz. - oddaliłam się od baru i udałam się do stolika na górze.
- A ty co tak o soku ?
- Ktoś was musi zawieść do domu.
- O jaka kochana. Myśli o nas.
- A kiedyś tego nie robiłam ?
- Nie no zawsze.
- No właśnie. Anita chodź. Pogadamy.
Poszłam z siostrą na bok. Siadłam na poręczy.
- Co tam mała ?
- Kłóciliście się z Marco od ostatniego czasu ?
- Nie było nic poważnego od czasu tatuażu. Jest naprawdę super.
- A to dobrze. Cieszę się.
- A co ?
- Nie nic.
- Ok. A teraz mi powiedz, co Mario na to że ty i Moritz wróciliście do siebie.
- Powiedział, że wszystko w porządku.
- Wiesz, że tak nie jest ?
- Wiem. Jestem głupia. Powinnam zostawić ich obu, a nie przebieram.
- Oj weź nie gadaj. Powiedziałaś Mario na początku, że kochasz Moritza. Ale z drugiej strony dałaś mu nadzieję.
- I czuję się winna.
- Nie powinnaś. Teraz będzie już tylko lepiej kochanie.-przytuliła mnie.
- Ale się czuję. No, ale dobrze.
Podszedł Moritz.
- Czy pani ze mną zatańczy ?
- Pewnie, pewnie. - oddałam szklane Anicie, a sama udałam się na parkiet z Moritzem. Tańczyliśmy długo. Gdy wróciliśmy do stolika Goetze nie trzymał się na nogach. Wtedy skończyła się dla mnie impreza. Wiedziałam, że to nie wina Patricka. Sam na pewno nie chodził do baru, tylko ktoś przynosił dla wszystkich. A on pił. Nie chciałam nic mówić, bo wiedziałam, że będzie dym. Siadłam przy stoliku i patrzyłam na niego. Podeszła do mnie Ewa. Rozmawiałyśmy chwilę. Gdy spojrzałam na miejsce Mario, było puste. Złapałam Marco za rękę i udaliśmy się w stronę toalet. Pomyślałam, że poczuł się źle. Marco otworzył drzwi. Gdy to zobaczyłam zamarłam.

_________________________________________________________________
Zostawiam wam 23 :) Nie wiem czy jutro dodam rozdział, gdyż jadę do stolicy :) Zapraszam :D

5 komentarzy:

  1. Musiałaś przerwać w takim momencie ? :O
    Ale fajny rozdział jak zawsze! Czekam na kolejny! ;3
    Zapraszam do mnie http://sylwunia09.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. W takich momentach się nie przerywa ! xd
    Nie no . Świetny rozdział . ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej no w takim momencie?! Jak mogłaś!
    Rozdział wgl zajebisty!
    Czekam na nastepny!

    Przy okazji zajrzyj do mnie :) Miły byłby tez komentarz :D NOWY ROZDZIAŁ!
    http://izakubastory.blogspot.com/2013/03/rozdzia-53.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej no, w takim momencie?! :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie lubie cię xd Żarcik hahaha . Dlaczego w takim momencie ? ! ;D Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń