piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział 52

Bartek wyjechał, Anita wyjechała, ale przecież nie będę siedziała w domu. Po 3 dniach uznałam, że mi się nudzi. Zaczynała się jesień. Jeszcze nie padało, więc trzeba było wykorzystać ten czas. Zadzwoniłam po taxi. Chciałam przypomnieć sobie, jak to jest być dzieckiem. 
- Marta! Co tu robisz? 
- Mo wyciągam cię w takie jedno miejsce. 
Wzięłam chłopaka pod rękę i zaprowadziłam do samochodu. Dobrze, że miał kluczyki w kieszeni. 
- Prowadź pani. 
Miałam uśmiech od ucha do ucha. Dotarliśmy na miejsce. 
- Wesołe miasteczko? - Mo spojrzał na mnie z rozbawieniem.
- A dlaczego nie? Każdy ma w sobie dziecko! - krzyknęłam i pociągnęłam chłopaka za rękę. Byliśmy na młynie, na kręcących się filiżankach, w domie strachów. Musiałam zmienić kartę pamięci w aparacie, bo ilość zdjęć która zrobiłam była imponująca. Mo też się wciągnął. 
- A teraz może wata cukrowa? 
- Ale taka duuuuża. I różowa!
Ludzie patrzyli się na nad jak na niedorozwiniętych. Ale co mi tam. Żyje się raz! Tak mówiła mi Anita. Przyznawałam jej rację. Też chciałaby tu przyjść. Zrobiło się ciemno, więc wyszliśmy z parku rozrywki. Mo wziął mnie za rękę, w drugiej miałam wielką pszczołę wygraną w grze. Było tak jak w standardowych filmach o młodzieżowych miłostkach. Mo przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Spojrzał głęboko w oczy i szepnął :
- Kocham Cię
Wtuliłam się w jego szyję i zaciągnęłam się jego zapachem.
Szliśmy dalej ulicą. Przechodziliśmy koło sklepu, a na wystawie...
- Osz w dupe...
- O ja pierdol* 
Na okładce brukowca był Marco ze swoją byłą w dość jednoznacznej sytuacji.
* U Anity *
Czułam się jak na studiach. Wykłady, praktyki. Spotkałam znajomego , którego poznałam na siłowni w Dortmundzie. 
- Co robisz dzisiaj? -spytał.
- Miałam zamiar zobaczyć Berlin nocą, ale brak mi towarzysza.
- To zgłaszam się na ochotnika.- odpowiedział mężczyzna podnosząc rękę, jak do odpowiedzi. 
Szliśmy ulicą rozmawiając o ostatnim wykładzie, pomysłach na życie, moich planach. Nagle usłyszałam, że dzwoni mój telefon.
- Hej Mazik. Teraz tak średnio mogę rozmawiać.
- A jak tam u ciebie? Jak się czujesz?-wyczułam, że jest zdenerwowana.
- Lekkie mdłości, czyli standard. A poza tym to świetnie. Spotkałam znajomego i jesteśmy na spacerze. Chodzimy sobie deptakiem i ...osz kur*a. 
Nie wierzyłam w to co widziałam. Traciłam grunt pod nogami. Dobrze, że złapał mnie chłopak, bo zemdlałam.
* U Marty *
Wystraszyłam się ale znajomy Anity zapewnił mnie że już wszystko jest w porządku i są w drodze do szpitala. Śpieszyliśmy się do domu by spakować nasze rzeczy i pojechać do Berlina. Pośpiesznie wybrałam numer Marco.
- Halo!
- Zapomniałeś ze masz dziewczynę która jest w ciąży z twoim dzieckiem?!
- O co ci chodzi?
- Halo tu rzeczywistość! Wydało się. Twoje zdjęcie z Cathy jest we wszystkich gazetach. Powiedź : dobrze całuje?
- Że co, ale jak?!
- No jak jak? To nie wiesz jak to jest? Zdradzasz kogoś, robią ci zdjęcie i bum wszyscy o tym wiedzą!
- Marta to nie tak!
- No a jak nie tak jak tak!
- Daj mi to wyjaśnić!
- Masz 1.45 minut bo za tyle będziemy w domu i będę musiała się pakować.
- Co? Gdzie?
- No gdzie? Do Berlina. Anita o wszystkim wie. Jest w szpitalu!
- Kurwa Marta to nie tak. Ona mnie pocałowała spotkaliśmy się przypadkiem i chyba to uknuła.
- Huhu. Niezła ściema. Też chce taką wyobraźnie.
- To nie ściema! Serio!
- No to nie mi to mów a Anicie.
- Już tam jadę!
- No to widzimy się tam..
- W Berlinie - 
Byliśmy pierwsi. W małej salce leżała Marta a obok łóżka siedział ten znajomy. Przedstawiliśmy się z Moritzem i przywitaliśmy się. Następnie zabrałam się za rozmowę z siostrą, próbując jej wytłumaczyć zaszły incydent. Dobrze wiedziała że jest to możliwe bo Cathy była nieobliczalna a była na tyle zakochana by po prostu o tym zapomnieć. Jedyne co jej przeszkadzało to to co pomyśli świat. Zaraz po tym wpadł Marco z największym bukietem róż jaki kiedykolwiek widziałam od razu klękając. Anita nakazałam mu wstać i przeprosić co wykonał nie zwlekając nawet sekundy. Podziękował koledze który ją tu zabrał i zostawiliśmy ich samych.
- Po paru dniach -
Po paru dniach mogliśmy zabrać Anitę do domu. Czuła się już dobrze a była dziewczyna Marco zniknęła jakby zapadła się pod ziemię. Ja bardzo tęskniłam za Bartkiem i planowałam weekendowy wypad do Bełchatowa. Przed nami był drugi mecz półfinałowy Ligi Mistrzów. Odbywał on się w Madrycie i nie byłam pewna czy dam radę sama tam pojechać. Gdy był ze mną Bartek czułam się pewniejsza. Jednakże od wypadku upływało coraz więcej czasu, trzeba było pomału wrócić do pracy. Jedyne czego się bałam to spotkania z Mario. Jak na razie umiejętnie tego unikałam. Praktycznie nie wychodziłam z domu. Dokumenty dostarczał mi Moritz i też tam je obrabiałam.
- Marta? - Chyba ktoś wszedł do domu.. Już wszyscy mieli klucze do mojego domu, więc mógł być to każdy.
- Na górze! - Do gabinetu wszedł Kevin.
- Hej!
- Siemka! Coś się stało?
- Nie nie.. Chciałem porozmawiać. Masz czas?
- Oczywiście. Rozgość się.
- Dzięki.
- Nie ma sprawy. O co chodzi?
- Bo wiesz.. Ja chciałem porozmawiać o Mario..
_______________________________
Jeszcze 2 rozdziały i koniec więc czytajcie i komentujcie :)
Pozdrawiam i całuje :*
_______________________________________________
[*]

2 komentarze:

  1. Rozdział super!
    Ciekawe co tam Kevin powie ciekawego :)
    Jak to 2 rozdziały do końca?! Już tak szybki?! Nie mogę w to uwierzyć, no, ale w końcu musiał się kiedyś zakończyć.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jak to 2?! Nie bo ja w depreche po padne no ja chce więcej
    Już się niemogę się doczekać co powie jej Kevin
    Przyznam rację koleżańce wyżej że kiedyś musiał się zakończyć ale coś się kończy coś zaczyna ;)
    Czekam z na maksa nie cierpliwością na następny :))
    Pozdrawiam Juluś :*

    OdpowiedzUsuń